Ośrodek Myśli Psychoanalitycznej
Instytut Filozofii i Socjologii PAN

Incommunicado D.W. Winnicotta

W eseju Donalda W.Winnicotta zatytułowanym Komunikowanie i niekomunikowanie jako punkt wyjścia do analizy pewnych przeciwieństw jest kilka myśli, które mnie  zaabsorbowały. W  wielu fragmentach tekst ten wydaje mi się dość tajemniczy czy zgoła metafizyczny. Chcę  się temu przyjrzeć, ryzykując, że swoją ciekawością, czy próbą zrozumienia,   mogę naruszyć jego esencję.  Wyobrażam sobie, że w pewnym sensie tekst ten  pragnie pozostać,  w jakiejś mierze,   nieodkrytym. Niedawno zajrzałam do nowej książki  Thomasa H. Ogdena zatytułowanej Budzenie się do życia: w stronę nowej wrażliwości psychoanalitycznej.  Pisze on o swoim zafascynowaniu esejem Winnicotta i choć  trudno pisać równolegle do Ogdena, spróbuję dotknąć tego, co mnie  w tym eseju zaciekawia.

Winnicott zaczyna swój esej od cytatu z  wiersza Johna  Keatsa,   który brzmi następująco: „Każdy punkt myśli jest centrum intelektualnego świata”. W psychoanalitycznych esejach  te cytaty, zamieszczone przed właściwym tekstem,  stanowią kontrapunkt, wyznaczają poetykę czy wiodącą metaforę myśli autora. Są jak koan, pytanie,  do którego później pojawia się komentarz, czyli właściwy esej.

W pierwszych zdaniach eseju Winnicott pisze, że pozwala sobie nie wiedzieć, dokąd pisanie go zaprowadzi. Jakby  pisząc szedł  krok w krok za swoją myślą. To pisanie  przywodzi skojarzenie do popularnej od wieków w japońskiej literaturze formy zwanej zuihitsu.  Dosłownie „za pędzlem” albo „śladem pędzla”. Nie ma w niej wyraźnej kompozycji, kulminacji, czy zakończenia, obecny jest brak rozwinięcia (Tanizaki, Pochwała cienia).

Oto jak sam Winnicott pisze o własnym pisaniu: „Nie zrobię na początku przeglądu historycznego i nie pokażę, w jaki sposób moje koncepcje wyrosły z teorii innych ludzi, ponieważ mój umysł tak nie działa. W rzeczywistości biorę to i owo, tu i ówdzie, sięgam  do doświadczenia klinicznego, formułuję własne teorie. Być może taka metoda jest równie dobra jak każda inna”.

Idąc za Keatsem można więc powiedzieć, że każdy punkt myśli jest potencjalnym momentem rozwojowym.  Proces rozwojowy, do którego Winnicott wciąż się odwołuje, to istotna idea, wokół której organizuje się jego praca. To, co z tych twórczych momentów się rozwija jest zaskakująco lapidarne. Powszechnie znana jest prostota jego języka. Sam pisze o sobie następująco: „nigdy nie posługuję się długimi zdaniami, chyba, że jestem bardzo zmęczony”. Prosty gatunek literacki, jaki Winnicott uprawia, cechuje pewien rodzaj nieuchwytności.

Esej Komunikowanie i niekomunikowanie zaczyna się od przypomnienia sytuacji, w której Winnicott poczuł  opór przed wystąpieniem, napisaniem  tego tekstu; „kiedy  przygotowywałem ten artykuł do prezentacji,  nie mając jeszcze żadnego określonego punktu wyjścia, stwierdziłem, ku mojemu zaskoczeniu, iż roszczę sobie prawo do niekomunikowania. Był to protest wychodzący z jądra  mnie samego w odpowiedzi na  przerażającą fantazję, że mógłbym  być eksploatowany  w nieskończoność”.  To doświadczenie daje początek pytaniu, to tu, jak u Keatsa, zaczyna się proces rozwojowy, wyłania się punkt wyjścia i paradoks sprzecznych pragnień: komunikować, czy nie komunikować? Ale co to jest za sfera incomunicado, sfera, która nie chce się komunikować i dlaczego zachowanie jej okazuje się tak istotne dla zdrowego self?

Czym jest self? Winnicott używa pojęcia self specyficznie i nieraz zagadkowo. „Takie słowo jak self,” pisze, „wie naturalnie więcej niż my; używa nas i może nami kierować”. Winnicott stwierdza obecność czegoś podstawowego dla osoby, czegoś, co wiąże się z cielesną  żywotnością, a jednak pozostaje niewyrażone i ostatecznie niepoznawalne, nieuchwytne. Można powiedzieć, że self wie więcej i to właśnie ono dało znać, że nie chce pisać, wygłaszać referatu, nie chce pozostać wyczerpanym i wyeksploatowanym. Ale też trzeba zaznaczyć, że to ono, to self, formuje zaczątek myśli i pozwala się jej rozwinąć. Dalej Winnnicott pisze: „W samym  środku osoby jest element incomunicado, ten zaś jest święty i najbardziej wart  zachowania”. Incomunicado to stan, gdzie nie ma możliwości komunikowania „do” i odbierania komunikatów „od”. To stan wewnętrznego odosobnienia.

Winnicott zapowiada zatem, że w tym eseju przyjrzy się zdolności, czy potrzebie self do  komunikowania i niekomunikowania. Będzie badać tę sprzeczność łącząc w sobie dwie różne perspektywy: otwarty umysł, otwarty na to, co wpadnie stąd czy stamtąd, oraz umysł psychoanalityka konceptualizującego teorie. Następnie, w pewnym uproszczeniu, opisuje jak powstaje zalążek, czy potem jądro self i dlaczego jest takie ważne by je chronić przed niepożądanym (nieadekwatnym rozwojowo) kontaktem.

Zalążki pierwotnego self tworzą się w bardzo wczesnym okresie życia człowieka, w niemowlęctwie. Nie ma wtedy ja i nie-ja. Wszystko jest wrażeniem, powidokami cielesnej żywotności. Dla dziecka jest doświadczaniem tego, co jest. Winnicott tworzy pojęcie obiektów subiektywnych dla wszystkich przejawów istnienia, które zapisują się w pierwotnym self. Te obiekty tworzą aspekty jedności wszystkiego. Pierś, trzymanie przez matkę w ramionach, pokarm, ciepło, światło, obrazy, doznania będące wiązkami wrażeń zmysłowych etc. W takim stanie komunikacja miedzy tymi obiektami jest swobodna, bo wszystko jest częścią jednego ja. Tutaj komunikacja między obiektami subiektywnymi jest bez wysiłku, jest milcząca. Zachodzi pytanie, czy taka komunikacja ma w ogóle miejsce. Jeżeli ma, to nosi w sobie doświadczenia bycia w świecie wrażeń, zachowanego poczucia ciągłości istnienia.

Na wczesnym etapie sprzyjające środowisko-matka, zaspakajająca potrzeby, tworzy w niemowlęciu wrażenie wszechmocy. Możliwości, jakie ma sprzyjające środowisko-matka, niemowlę postrzega jako własne. Fuzja niemowlęcia z matką daje poczucie, że to, co może i ma matka, należy do i zależy od, niemowlęcia. Winnicott pisze o twórczym znaczeniu omnipotencji: „Na tym wczesnym etapie sprzyjające środowisko daje dziecku doświadczenie wszechmocy; rozumiem przez to coś więcej niż tylko magiczną kontrolę – dla mnie ten termin obejmuje również twórczy aspekt doświadczenia”.

Dopiero z czasem, błędy i niedomogi tego środowiska pozwalają doświadczyć zawodności i bolesnej odrębności od, już coraz mniej, omnipotentnego obiektu. Okazuje się, że niemowlę nie ma wpływu i musi się starać użyć obiektu, komunikować z nim. Następuje długi proces urealniania i rozwijającej się konieczności komunikacji z obiektami zaspakajającymi potrzeby i pragnienia.

Niemniej, co trzeba zaznaczyć, świat obiektów subiektywnych, według Winnicotta pojawia się jeszcze przed stanem poczucia fuzji z omnipotencją matki i co najważniejsze, zachowuje swoją obecność w pierwotnych pokładach self na zawsze.

O tym, jak działa ten świat, mówi poruszający moment artykułu Winnicotta, kiedy pisze on o konsultacji z pewną nastolatką. Mówi ona o cudowności nieodpowiedzialnego dzieciństwa. Mówi tak: „widzisz kota i jesteś tam gdzie on; to podmiot, nie obiekt!” Mówi ona: „to jestem ja, jestem kotem”. Tak jak ona jest pojawiającym się kotem, tak u Keats’a pojawia się idea z dowolnego punktu myśli. Jest tym, co jest w tej chwili. Wyrasta tu, gdzie jest.

Dla dorosłego człowieka świat obiektów subiektywnych odczuwany jest jako ciąg wrażeń, których głęboka obecność, stałość, tworzy poczucie „going on being” w istnieniu. Jest to świat milczenia. Jak pisze Winnicott, to milczenie jest „odpoczywaniem”. Bycie poza słowami i poza celowym działaniem. Stan, który przywołuje odczucie, że jest się wszystkim i nie działają zasady przyczyny i skutku. Z tą sferą mamy kontakt przez kulturę, przez sztukę, medytację, gdzie bywają dostępne zapisy podstawowego doświadczenia istnienia.

Winnicott pisze „w psychologii mistycyzmu koncentracja na zrozumieniu wycofania się mistyka w osobisty, wewnętrzny świat złożonych introjektów jest rzeczą zwyczajną. Nie dość może uwagi poświęcono wycofaniu się mistyka do pozycji, w której może się on sekretnie komunikować z subiektywnymi obiektami i zjawiskami, dzięki której utratę kontaktu ze światem wspólnej rzeczywistości, równoważy zysk, rozumiany jako czucie się prawdziwym”.

W powieści Do latarni morskiej Virginia Woolf w następujący sposób pisze o pani Ramsey. Kiedy domownicy i goście szli spać, ona zaś zostawała sama: „Teraz już nie musiała myśleć o nikim. Mogła być sobą i sama dla siebie. Tego właśnie często ostatnio pragnęła – móc myśleć, a może nawet nie tyle myśleć, co siedzieć samotnie w ciszy. Powłoczka istnienia – chłonna, hałaśliwa, lśniąca – odpadała i człowiek kurczył się do własnych rozmiarów; z nabożnym skupieniem zwracał się w głąb siebie, ku klinowatemu trzonowi ciemności, niewidocznemu dla innych. Chociaż siedziała nadal wyprostowana i robiła na drutach, tak właśnie odczuwała siebie. A jej istota zrzuciwszy wszelkie krepujące ją więzy, była wolna i otwarta na najdziwniejsze doświadczenia. Kiedy odjęty jej został na chwilę ciężar życia, możliwości doznawania zdawały się nie mieć granic”.

Obiekty subiektywne, mieszkańcy pierwotnych sfer self, pojawiają się i mogą budzić chęć by je pochwycić, ale one znikają i ukrywają się ( „hide and seek”). Tak jak w snach, gdy coś się ukazuje, niby znajoma uliczka, w niby znajomym mieście, gdzie mamy poczucie, że dobrze je znamy, ale nie możemy dojść, bo obiekt znika. Uliczka zmienia się w rozległy plac, bądź barokowe kamienice i znów staramy się uchwycić, zatrzymać, ale dalej pojawia się inna scena. Wszystkie mogą być bliskie, znajome, ale jednocześnie nieodczytane przedtem.

Poczucie niepochwytności może wiązać się z istotą obiektów subiektywnych. Jakiś ich aspekt pozostaje zawsze nieświadomy, ruchliwy i niedostępny, a więc nigdy niedopowiedziany do końca. Czasem, gdy się objawiają, zaskakują swoja wyrazistością.

W eseju Ulicami Londynu Virginia Wolf pisze o niespodziewanym doznaniu, jakie może stać się naszym udziałem, gdy opuszczamy swój dom, wychodzimy na ulice. Można traktować to zdanie metaforycznie. Kiedy opuszczamy znaną formę swojego self, swój dom, „gdzie siedzimy w otoczeniu przedmiotów, które narzucają nam wspomnienie własnych doświadczeń; … Kiedy drzwi się za nami zamkną, wszystko to znika. Skorupiasta otoczka, którą wydzielają nasze dusze, by się ukryć pęka i ze środka tych zmarszczek i szorstkości wyłania się ostryga uważności, ogromne oko. Jakże piękna jest ulica zimą!”

Tak działa „going on being”, jest ciągiem śladów pamięciowych, subiektywnych obiektów wrażeń z chwili na chwilę, z nagłymi zadziwiającymi nas zjawiskami. Winnicott pisze, że tworzą one muzykę sfer.

Strefa intymnego bycia ze sobą pragnie być chroniona, obecna, nie chce zaś być badana i zawłaszczana. Jak pisze Winnicott „chce pozostać milcząca”. Może chcieć się pokazać, ale nie chce być penetrowana i na wskroś interpretowana. Potrzebuje pozostawać w stanie incomunicado. Czyli ani komunikować, ani też nie być obiektem komunikacji. Lęk przed wtargnięciem, przed byciem odkrytym nie w porę, wbrew woli. To uczucia, o których pisał Nabokov w Przejrzystości rzeczy, wściekły na psychoanalizę, że interpretacją może zakłócić najintymniejsze stany dzieciństwa.

Winnicott pisze: „u wszelkiego rodzaju artystów można wykryć nieodłączny dylemat, jaki wiąże się ze współistnieniem dwóch tendencji – silnej potrzeby komunikacji i jeszcze silniejszej potrzeby, by nie zostać odkrytym. To może wyjaśniać fakt, że trudno sobie wyobrazić, by artysta kiedykolwiek doprowadził do końca zadanie, które zajmuje całą jego istotę.”

Na koniec chciałabym powrócić do lęku, czy też niechęci, o jakim pisze Winnicott przed wygłaszaniem czy pisaniem referatu. Jest w takim pragnieniu zawarty uniwersalny paradoks: niemowlę, ale też dorosły człowiek, twórca, pisarz pragnie być ze swoim niepowtarzalnym self rozpoznany, odnaleziony i zobaczony. Jednocześnie nie chce być odkryty, obnażony i naruszony.

A więc komunikacja ma rację bytu, jeżeli nie narusza incomunicado człowieka. Pozycja incomunicado chroni poczucie istnienia. Chroni źródło, siedlisko żywotności. Jądro, izolowane. Nienaruszalne.

Zaisując swoje wrażenia i i swoje rozumienie eseju Winnicotta starałam się go dla siebie odkryć i dać temu wyraz, w sposób nienaruszający czy pozbawiający tę teorię żywotności. Przyjmuję, za Christopherem Bollasem, że teoria jest tylko formą percepcji. Dominująca logika tej formy jest jej idiomem. Komentarz wokół niej jest zabawą.  Idiomatyczność słów, zdań, skojarzenia, rytmiczność i powiązania z ideami ukazują self piszącego. W tym wypadku ukazują moje self, przeglądające się w self Donalda Winnicotta.

 

 

Bibliografia

D.W.Winnicott (1963), Komunikowanie i niekomunikowanie jako punkt wyjścia do analizy pewnych przeciwieństw, w: Procesy dojrzewania i sprzyjające środowisko Badania nad teoria rozwoju emocjonalnego, przeł. Anna Czownicka, Wydawnictwo Imago, Gdańsk 2018

Adam Philips (2007), Winnicott, przeł. Anna Czownicka, Wydawnictwo Imago, Gdańsk 2013

Virginia Woolf, Do latarni morskiej, przeł. Krzystszof Klinger Warszawa 2008

Virginia Woolf, Ulicami Londynu : Eseje wybrane, przeł. Magda Heydel Kraków 2015

Christopher Bollas, (2011), What is theory? W: The Christopher Bollas Reade. London and New York, 2011

Jun’ichiro Tanizaki (1933), Pochwała cienia, przeł. Henryk Lipszyc, Kraków 2016

Vladimir Nabokov (1972), Przejrzystośc rzeczy, przeł. Adrianna Demkowska, Warszawa 1982

Redakcja: Barbara Barysz, Agata Bielińska, Julia Jastrzębska, Ewa Kobylińska-Dehe, Zbigniew Kossowski, Andrzej Leder, Adam Lipszyc.

Kontakt: wunderblock@ifispan.edu.pl

ISSN: 2720-4391

Ośrodek Myśli Psychoanalitycznej