Ośrodek Myśli Psychoanalitycznej
Instytut Filozofii i Socjologii PAN

Od popędu do prawdziwego self: teoria seksualności z perspektywy tradycji niezależnej

Zacznę od cytatu z brytyjskiego psychoanalityka, Jonathana Leara, który w swym artykule Love as a drive [Miłość jako popęd] pisze:

Freud pokazuje nam, że jeśli mamy pomóc naszym pacjentom, by się ze swej strony zaangażowali w działanie terapeutyczne, musimy sami chcieć poddać pewnej terapii nasz sposób pojmowania. Nie wystarczy, że rozumiemy własne nieświadome życzenia i wewnętrzne konflikty; musimy się uwolnić od sztywności naszego myślenia (Lear, 2003, s. 148).

Freud, jak wiemy, swą początkową koncepcję seksualności (1905) poddawał rewizji na różnych etapach tworzenia całościowej teorii psychoanalitycznej, często, jak zauważa Lear (2003), wyrażając nadzieję, że nauka zdoła w przyszłości „ująć bardziej precyzyjnie” naturę popędu.

W artykule Sexuality and Perversion A Hundred Years On: Discovering What Freud Discovered [Seksualność i perwersja sto lat później: odkrywanie tego, co odkrył Freud] inny współczesny brytyjski psychoanalityk, Michael Parsons, zauważa:

Geniusz Freuda polega na tym, że ramy teoretyczne, jakie stworzył, dopuszczają pogląd szerszy, niż ten, który on sam mógł sformułować, biorąc pod uwagę czasy, w których tworzył. […]. Zmiana koncepcji nie tylko jest możliwa, ale może się okazać potrzebna (Parsons, 2000, s. 43; 40).

Przytoczyłam słowa Leara i Parsonsa, ponieważ zamierzam dziś poddać pewnej historyczno-teoretycznej refleksji pojęcie seksualności Freuda, znane pod postacią jego teorii popędów. Będę chciała pokazać, że z biegiem lat, wraz z rozwojem myśli psychoanalitycznej i psychoanalitycznej wizji człowieka, znacząco zmienił się również sposób psychoanalitycznego myślenia o seksualności. Każda ze szkół psychoanalitycznych ma własny wkład w tym zakresie; ja skupię się na pewnych aspektach szeroko pojmowanej tradycji niezależnej. W mojej ocenie, ewolucja myśli w tym podejściu psychoanalitycznym prowadzi do powstania współczesnej, psychoanalitycznej koncepcji człowieka, która kładzie nowe akcenty: na doświadczenie, na podmiotowość i na intersubiektywność. Ta zmiana, choć rozciągnięta w czasie i ewolucyjna, ma jednak bardzo głęboki charakter: obserwujemy bowiem – i to właśnie będę chciała pokazać – przejście od teorii popędów rozumianych jako nieosobowe, uniwersalne, quasi-biologiczne siły rządzące jednostką ludzką, do teorii indywidualnego, osobistego, niepowtarzalnego idiomu życia.

Na początek, w wielkim skrócie i z konieczności w uproszczeniu, zarysuję pewne podstawowe elementy Freudowskiej teorii seksualności, tak jak ja to widzę.

Swoją rewolucyjną na owe czasy koncepcję seksualności w zwartej postaci Freud zaprezentował po raz pierwszy w wydanych w 1905 roku Trzech rozprawach z teorii seksualnej, pięć lat po ukazaniu się Objaśniania marzeń sennych, pracy ukazującej działanie nieświadomości. W istocie, teoria seksualności i teoria nieświadomości stanowią dwa ściśle ze sobą powiązane filary Freudowskiej psychoanalizy. Freud znacząco poszerzył znaczenie pojęcia „seksualność”, obejmując nim wszelkie źródła motywacji człowieka, także te niezwiązane z życiem stricte erotycznym, i uderzając w społecznie uwarunkowane przekonania, uczynił człowieka istotą seksualną od najwcześniejszego dzieciństwa.

Formułując pojęcie popędu w pracy Popędy i ich losy, Freud oparł swoje myślenie na biologicznej wiedzy o instynktach, ale słowo „instynkt” zastąpił określeniem „popęd”. Zdefiniował popęd jako „pojęcie graniczne pomiędzy tym, co psychiczne, i tym, co somatyczne” (Freud, 1915/2007, s. 61). Popęd, korzeniami tkwiąc w biologicznym instynkcie, nie jest z nim tożsamy, bowiem poza fizycznym aspektem, jaki stanowi energia popędowa, posiada element czysto psychiczny, jakim jest powiązane z nim wyobrażenie. Z teoretycznego punktu widzenia popęd jest zatem pojęciem granicznym między biologią a psychologią. Tak ujęta seksualność, wraz z nieświadomością, stanowi podstawę nowej na tamte czasy, dynamicznej psychologii człowieka. A jednak tylko część tej koncepcji posługuje się językiem psychologii – ta zasadniczo, która dotyczy psychicznych wyobrażeń, zasad funkcjonowania procesów nieświadomych oraz – częściowo – organizacji psychicznych, które wiążą się z fazami rozwoju. Druga część teorii popędów, dotycząca dynamiki, objaśniona jest zgodnie z ówcześnie panującymi naukami przyrodniczymi, na wzór darwinowskiej biologii, fizjologii i dziewiętnastowiecznej fizyki.

Na przykład, czerpiąc z mechanistycznej fizjologii, Freud określa popęd jako bodziec, który oddziałuje na aparat psychiczny; w odróżnieniu od bodźców ze świata zewnętrznego popęd oddziałuje od środka, jego oddziaływanie jest stałe i nie można przed nim uciec. Popęd ma swoje źródło w procesie somatycznym, zapoczątkowanym w narządzie lub części ciała; jego celem jest sprowadzenie pobudzenia do możliwie najniższego poziomu, co jest osiągane w drodze zaspokojenia. Popęd ma swój obiekt, a jest nim po prostu to, co umożliwia osiągnięcie zaspokojenia. Aparat psychiczny jest podporządkowany zasadzie stałości oraz zasadzie przyjemności i ma za zadanie pozbywanie się napięć generowanych przez bodźce popędowe.

Wzorując się z kolei na powszechnie w tamtych czasach obowiązującej teorii Darwina, Freud wyróżnia dwa rodzaje popędów – samozachowawcze i seksualne – przy czym pierwsze stanowią podstawę drugich. Według tej teorii, rozwój seksualny jest w dużej mierze zdeterminowany rozwojem biologicznym dziecka i polega na przekształceniach energii popędowej zgodnie z dominacją takiej lub innej cielesnej strefy erogennej, począwszy od fazy oralnej, związanej z dominacją ust, przez fazę analną, do fazy fallicznej i genitalnej. Kolejnym fazom odpowiadają mniej lub bardziej złożone organizacje seksualne: wczesne organizacje – oralna lub kanibalistyczna oraz sadystyczno-analna lub ambiwalentna – są określane jako pregenitalne. Związane z nimi popędy mają charakter cząstkowy, polimorficzny i autoerotyczny; z punktu widzenia psychologii jednostki z utrwaleniami na tych fazach Freud wiąże co najwyżej pewne cechy charakteru.

Na tym tle falliczno-edypalna organizacja seksualna stanowi już złożoną psychologicznie sytuację; właśnie jej Freudowska psychoanaliza przypisuje centralne znaczenie w rozwoju człowieka. Miejsce jakiegoś cząstkowego popędu i obiektu służącego osiągnięciu jego zaspokojenia zajmuje teraz dziecko i jego obiekt seksualnego pożądania – rodzic. W parze z pragnieniem seksualnego posiadania jednego z rodziców idzie lęk przed gniewem i odwetem ze strony drugiego; dziecko staje w obliczu takich faktów, jak seksualna relacja rodziców i jej potencjalny (lub realny) efekt – narodziny innego dziecka; wizja przyjścia na świat rodzeństwa rodzi lęk przed utratą miłości; konfrontacja z różnicą płci naraża dziecko na lęk przed kastracją lub zazdrość o członek. Dorosła seksualność stanowi zagadkę, która budzi ciekawość, dając impuls rozwojowi popędu epistemofilicznego (poznawczego) i tworzeniu dziecięcych teorii seksualnych, które mają wytłumaczyć takie palące kwestie, jak obecność lub brak członka oraz skąd się biorą dzieci. Ta psychologicznie skomplikowana i wewnętrznie skonfliktowana sytuacja, w obliczu której staje dziecko, podlega wyparciu do nieświadomości. Licznych przykładów psychologicznego opisu losów tych nieświadomych reprezentacji psychicznych dostarcza nam wielka praca o nieświadomości, jaką jest Objaśnianie marzeń sennych.

Dwie znane rewizje teorii popędów dokonane przez samego Freuda świadczą o stopniowym odchodzeniu Freuda od rozumienia popędu w kategoriach biologicznych. W ramach pierwszej Freud (1914/2007) zrezygnował z rozróżnienia popędów na samozachowawcze i seksualne, i, obejmując jedne i drugie mianem libido, wprowadził nowe rozróżnienie na popędy skierowane do obiektu i popędy narcystyczne. Takie ujęcie w istotny sposób zmieniało status pojęcia obiektu względem celu popędu, teraz bowiem zasadniczym kryterium klasyfikacji stał się obiekt, ku któremu kieruje się popęd. Nowa teoria odzwierciedlała również nowy sposób myślenia o popędzie, którego celem jest obiekt raczej niż zaspokojenie. W drugiej, fundamentalnej rewizji, wprowadzonej w pracy Poza zasadą przyjemności (1920), różnego rodzaju popędy, samozachowawcze i seksualne, skierowane do obiektu i narcystyczne, Freud objął wspólną nazwą Eros, miłość, popęd życia; pozostając wiernym swej dualistycznej wizji, popędom seksualnym przeciwstawił teraz spekulatywne pojęcie popędu destrukcyjnego, który nazwał Tanatos, nienawiść, popęd śmierci. Amerykański psychoanalityk Hans Loewald (1960; 1971), autor systematycznej rewizji teorii Freuda, jest zdania, że chociaż w powszechnym przekonaniu istotą tej zmiany jest wprowadzenie pojęcia popędu śmierci, to prawdziwe znaczenie tej pracy jest inne. Polega ono na ostatecznym odejściu od biologicznej koncepcji popędu rozumianego jako organiczne dążenie do odzyskania stanu pierwotnego na rzecz popędu rozumianego jako dążenie do łączenia, budowania coraz bardziej złożonych całości, do integracji.

Jeszcze za życia Freuda teoria seksualności była przedmiotem żywej dyskusji w kręgach psychoanalitycznych, ale proces zmiany w psychoanalitycznym rozumieniu seksualności nie był bynajmniej łatwy. Teoria popędów wraz z teorią nieświadomości stanowiły wzajemnie ze sobą powiązane filary psychoanalizy i Freud obawiał się, że przedwczesne kwestionowanie któregoś z nich mogłoby podważyć naukowy status psychoanalizy, o który tak mocno walczył. Możliwe, że w tej wrażliwej kwestii w pewnych postulatach widział nie tyle modyfikację i rozwój, co zagrożenie odrzucenia teorii popędów w ogóle.

Co ciekawe, nawet wiele lat po Freudzie teoria popędów pozostawała oporna na zmianę, mimo że sam Freud ostatecznie w swoim ogólnym kierunku myślenia i w wielu teoretycznych sformułowaniach odszedł daleko od pierwotnego modelu. Jak zauważa Loewald (1960), miało to dwojakie skutki. Z jednej strony, takie obszary późniejszej teorii psychoanalitycznej, jak relacja z obiektem i psychologia ego, musiały się rozwijać w izolacji od teorii popędów; z drugiej, do rozumienia popędów, jak twierdzi Loewald, zdecydowanie niedostatecznie zastosowano ogromnie płodną koncepcję organizacji. W rezultacie teoria popędów pozostała pod egidą przestarzałego modelu bodziec-reakcja i dziewiętnastowiecznej fizjologii mechanistycznej – schematów odniesień bardzo odległych współczesnej myśli psychologicznej, a także biologicznej – i z czasem stała się nieadekwatna zarówno do aktualnego stanu wiedzy, jak i praktyki analitycznej (Loewald, 1960).

Zmianę psychoanalitycznego rozumienia seksualności z pewnością zawdzięczamy zainteresowaniu wczesnym okresem dzieciństwa. W centrum Freudowskiej psychoanalizy był (i jest) kompleks Edypa – to on ma decydujący wpływ na organizację neurotycznej osobowości, to on wyznacza moment relacyjny we Freudowskiej teorii seksualności. Jednak jeszcze w dobie Freuda przedmiotem zainteresowania stały się wczesne, pre-edypalne fazy rozwoju oraz ich znaczenie dla organizacji psychiki i osobowości człowieka. W wywodzącej się stąd nowej, po-freudowskiej psychoanalizie na plan pierwszy wysuwa się pierwotna relacja dziecka z matką; psychologia jednostki oparta na relacji trójkąta zostaje uzupełniona o psychologię opartą na relacji diadycznej, która wniosła wiele do rozumienia pacjentów nieneurotycznych i czynnika terapeutycznego.

W pierwszej generacji psychoanalityków trzeba w tym kontekście wspomnieć Karla Abrahama i Sandora Ferencziego, którzy poszli w różnych kierunkach i dali początek bardzo ważnym, ale zgoła odmiennym tradycjom myślenia psychoanalitycznego.

Abraham (1924), ulubiony uczeń Freuda, poszedł drogą uszczegółowienia Freudowskiego paradygmatu rozwojowego. Jego zasługą jest bardziej szczegółowa klasyfikacja faz rozwoju seksualnego w okresie pre-edypalnym; w oralnej fazie przekształceń libido wyróżnił dwa okresy – wczesny, oparty na ssaniu, i późny, oparty na gryzieniu; analogicznie w fazie analnej wyróżnił okres wczesny, związany z ekspulsją, i późny, związany ze wstrzymywaniem. Tym samym nadał należne znaczenie agresji, a ponadto z wyróżnionymi przez siebie fazami powiązał określone struktury charakteru i rodzaje patologii, w efekcie uwypuklając aspekt organizacji psychicznej.

Kierunek nadany przez Abrahama podjęła Melanie Klein, tworząc rewolucyjnie nową koncepcję, w której popęd jest równoznaczny z nieświadomą fantazją o obiekcie. Starając się wykazać, że jej koncepcja jest konsekwentnym rozwinięciem teorii Freuda i pozostając w deklaracjach wierna Freudowskiej teorii popędów, Klein stworzyła w rzeczywistości całkowicie oryginalną teorię relacji z obiektem. W tej teorii pojęcie organizacji libidinalnej ustąpiło miejsca o wiele bardziej złożonemu pojęciu pozycji rozwojowej, obejmującemu konstelacje impulsów, fantazji, lęków, obron i relacji z obiektem charakterystycznych dla danej pozycji. Miejsce rozważań na temat losów popędów zajął opis złożonych i udramatyzowanych wewnętrznych relacji ego z dobrymi i złymi obiektami, które po części realistycznie, a po części w sposób zniekształcony odzwierciedlają relacje ego z obiektami w świecie zewnętrznym (Segal, 2013).

 

Ferenczi, przeciwnie, zakwestionował poglądy Freuda, twierdząc, że seksualność dziecięca ma zupełnie inny charakter niż seksualność człowieka dorosłego i wymaga innego podejścia w terapii analitycznej. W słynnym artykule Confusion of tongues [Pomieszanie języków] (1932/49) napisał, że różnica nie polega na tym, że seksualność dorosłego jest obiektualna, podczas gdy seksualność dziecka jest autoerotyczna, lecz na tym, że miłość osoby dorosłej ma charakter namiętny, zaś miłość małego dziecka jest pozbawiona kulminacji i cechuje ją wymiar czułości. Ostrzegał, że interpretacja seksualności dziecięcej w kategoriach seksualności dorosłych jest nadużyciem i potencjalnie źródłem głębokiej traumy.

Kierunek myślenia zapoczątkowany przez Ferencziego kontynuował Michael Balint. Koncentrując się, jak Klein, na badaniu wczesnej relacji dziecka z matką, wykazał istnienie pierwotnej miłości do obiektu. Ta miłość nie ma związku z żadnymi strefami erogennymi, wynika z głębokiej współzależności matki i niemowlęcia, a jej podstawą jest dążenie niemowlęcia do fizycznej bliskości, do odtworzenia przedwcześnie przerwanej cielesnej unii z matką (Balint, 1937/49).

Równolegle z Klein swoją teorię konstruował W. Ronald D. Fairbairn, szkocki psychoanalityk, wnikliwy badacz i krytyk teorii Freuda. Podobnie jak ona, opisał złożony świat wewnętrznych relacji ze zintrojektowanymi obiektami, ale przyjął zgoła odmienne założenia. Fairbairn podjął daleko idącą, systematyczną dyskusję z Freudem i zakwestionował Freudowski paradygmat seksualności, a zwłaszcza jego rozwinięcie przez Abrahama. Uznawał istnienie tylko dwóch rodzajów popędów – oralnego i genitalnego, i generalnie umniejszył rolę stref erogennych, ograniczając ją do kanalizowania popędów w ich poszukiwaniu obiektów. W jego teorii libido jest funkcją ego i dąży nie do zaspokojenia, lecz do obiektu; obiekty zaś mają znaczenie nie tyle w redukowaniu napięcia popędowego, co same w sobie. Złożony wewnętrzny świat relacji ego z obiektami, jaki przedstawia Fairbairn, jest efektem uwewnętrznienia obiektów oraz wewnętrznych podziałów ego; jednak, inaczej niż u Klein, jednostka uwewnętrznia tu wyłącznie złe obiekty. Nie mogąc poradzić sobie z nimi w świecie zewnętrznym, próbuje przejąć nad nimi kontrolę wewnątrz siebie. Z dobrymi obiektami centralne ego jednostki pozostaje w bezpośredniej relacji, bez potrzeby ich introjekcji, ponieważ zewnętrzne doświadczenia zaspokojenia zasilają ego i wspomagają rozwój. Relacja osoby z jej ludzkim otoczeniem jest tu kluczowa, ponieważ bez niej ego nie mogłoby się rozwinąć (Fairbairn, 1941).

 

Klein i Fairbairn dokonali tego, czego nie zdołał satysfakcjonująco dokonać Freud – połączyli teorię relacji z obiektem z wczesną seksualnością. Oboje, choć w odmienny sposób, wykazali, że te wczesne formy życia popędowego nie są auroerotyczne, lecz stanowią relację z obiektem. W ich ujęciach obiekty przestały być przedmiotowe, a ich rola – jedynie służebna wobec celu popędu; obiekty nabrały odtąd żywego, ludzkiego charakteru, reprezentując różnego rodzaju uczucia i postawy emocjonalne i podlegając rozwojowi. Ludzka psychika nie jest tu przedstawiana jako aparat do doświadczania i kontroli popędów pochodzących spoza ego, ale jako wewnętrzny świat o w pełni osobowej naturze, który w szczególny sposób odzwierciedla relacje ego z obiektami w świecie zewnętrznym i zwrotnie na nie wpływa. U Fairbairna, ponadto, znajdujemy explicite sformułowaną teorię ego rozumianego jako osobowe self, jako cała natura jednostki, jej wiedza o sobie jako „ja” pozostającym w relacjach z innymi „ja”.

Począwszy od lat sześćdziesiątych XX wieku potrzebę rewizji klasycznej teorii popędów postulował wspomniany już wcześniej Hans Loewald. W pracy On Motivation and Instinct Theory [Motywacja a teoria popędów] (1971) Loewald pokazuje podstawową rozbieżność między tym, czym, ogólnie rzecz biorąc, jest psychoanaliza, a tym, o czym mówi teoria popędów, i stawia teorii psychoanalitycznej potężne wyzwanie:

 

Interpretacje psychoanalityka mają za podstawę i czynią użytek z fundamentalnego [dla psychoanalizy] założenia, że wszystko, co się dzieje, ma osobiste motywy. […] Tymczasem widzimy, że [teoria popędów] twierdzi przeciwnie, że nasze życie psychiczne wynika z popędowych, nieświadomych, nieosobowych sił. Gdzie jest osoba? Gdzie jest ego albo self, które byłoby źródłem lub filarem osobistej motywacji?” (Loewald, 1971, s. 92; 99; podkreśl. AC).

 

Na gruncie psychoanalizy brytyjskiej to ważkie pytanie podejmuje praca Donalda W. Winnicotta.

Praca Winnicotta jest tu w pewnym sensie szczególna, ponieważ mówi – można powiedzieć – o wszystkim poza popędami. Winnicott bezpośrednio nie zmienia niczego w klasycznej teorii seksualności, ale umieszcza ją w szerszym kontekście, co sprawia, że to, co nie-seksualne, zmienia znaczenie tego, co seksualne.

Ten kontekst odnosi się właśnie do pytania, które stawia Loewald – pytania o osobę, o self jako źródło osobistej motywacji. Dla Winnicotta, na samym początku życia problem niemowlęcia nie dotyczy zaspokojenia czy frustracji, lecz ma charakter ontologiczny, z pytaniem o możliwość zaistnienia jako podmiotu. Winnicott najbardziej bodaj zasłynął z powiedzenia, że „nie ma czegoś takiego jak dziecko [bez opieki macierzyńskiej]”. Jednostka nie istnieje psychologicznie z chwilą urodzenia – musi dopiero zacząć istnieć i na tym niejako prehistorycznym etapie rozwoju, w fazie absolutnej zależności, istotną rolę odgrywa środowisko reprezentowane przez opiekę macierzyńską. Istotą opieki macierzyńskiej nie jest jednak zaspokajanie czy frustrowanie popędowych impulsów niemowlęcia; jest nią wystarczająco dobre dostosowanie matki do jego potrzeb, zapewniające niemowlęciu ciągłość doświadczenia, która jest podstawą rozwoju poczucia ciągłości istnienia, podstawą powstania self.

W tym kontekście Winnicott dokonał istotnego przeformułowania teorii, zarówno w kwestii popędów, jak i relacji z obiektem. Jego zdaniem, relacja z obiektem nie jest, jak postuluje Klein, wrodzona za sprawą utożsamienia popędów z fantazją o obiekcie. Rozwój zdolności do relacji z obiektem muszą poprzedzać dwa inne istotne kroki w rozwoju, poza zaistnieniem jako podmiot. Jednym jest dostrzeżenie elementarnej odrębności obiektu; niemowlę musi dostrzec, że obiekt jest czymś innym niż obiekt subiektywny, stworzony przez dziecko z potrzeby czy w fantazji. Drugi warunek stanowi wzięcie popędów w posiadanie. Według Winnicotta, by impulsy popędowe, początkowo doświadczane jako pochodzące z zewnątrz, stały się własne, osobiste, dziecko musi mieć self. Dopiero wtedy i pod warunkiem, że opieka macierzyńska chroni niemowlę przed nadmiernym pobudzeniem, popędy stają się częścią dziecka i mogą być wykorzystane jako siła napędowa relacji z obiektem. Zatem to nie popędy decydują o istnieniu jednostki; być nie znaczy mieć popędy. Z rozwojowej perspektywy Winnicotta popędy ustępują pierwszeństwa psychologicznemu zaistnieniu (Winnicott, 1988).

Z priorytetem, jaki Winnicott nadaje powstaniu self, wiąże się jego koncepcja prawdziwego i fałszywego self. O swojej koncepcji fałszywego self Winnicott pisze, że wyrasta ona z doświadczeń pracy z pacjentami i stwierdza, że dostrzega ją już we wczesnych teoretycznych pracach Freuda. Myśl tę rozwija, mówiąc, że własny podział na prawdziwe i fałszywe self wiąże z „jego [Freuda] podziałem self na część centralną, zasilaną popędami (lub tym, co Freud nazywał seksualnością – pregenitalną oraz genitalną), i część zwróconą na zewnątrz, pozostającą w relacji ze światem” (Winnicott, 1960a/2018, s. 166). Można przypuszczać, że Winnicott odnosi się w tym miejscu do koncepcji Freuda, w której ego wyodrębnia się z id, ale czyni to na swój sposób, określając słowem „self” pierwotnie niezróżnicowaną na „części” całość. Prawdziwe self byłoby zatem centralną, zasilaną seksualnością częścią self.

Znamienne również, że poświęcając dużo miejsca sformułowaniu pojęcia fałszywego self, o prawdziwym self Winnicott pisze: „Nie ma większej potrzeby formułowania koncepcji Prawdziwego Self; jedynym wyjątkiem jest potrzeba zrozumienia Fałszywego Self; Prawdziwe Self nie czyni bowiem niczego więcej ponad to, iż zbiera i łączy ze sobą różne elementy doświadczenia żywości”[1] (s. 176). Prawdziwe self Winnicotta wyrasta wprost z cielesnej żywości, cielesnych funkcji i ma ścisły związek z procesem pierwotnym. Jest odziedziczonym potencjałem, który doświadcza ciągłości istnienia. Na najwcześniejszym etapie rozwoju jest ono teoretycznym miejscem, z którego wychodzi spontaniczny gest i osobista myśl, i tylko ono może być twórcze i odczuwane jako prawdziwe (Winnicott, 1960a/2018).

W zdrowiu to centralne lub rdzenne self pozostaje w izolacji od świata zewnętrznego, a wszelkie zagrożenie dla tej izolacji wywołuje ogromny lęk i obronne reakcje, z których rozwija się fałszywe self. Jedyną funkcją fałszywego self jest obrona prawdziwego self; fałszywe self ukrywa je (gdy istnieje zagrożenie jego unicestwieniem lub eksploatacją) lub znajduje sposób, by mogło ono zacząć żyć. W zależności od otoczenia, sprzyjającego lub stwarzającego zagrożenie naciskiem, jednostka albo staje się przede wszystkim sobą, albo rozwija osobowość opartą na fałszywym self (Winnicott, 1960b/2018).

W miarę, jak oparte na prawdziwym self doświadczenie dziecka staje się coraz bardziej złożone, również za sprawą zasilanych przez popędy relacji ze światem zewnętrznym i jego obiektami, to elementarne prawdziwe self przekształca się w to, co w psychoanalizie nazywamy rzeczywistością wewnętrzną.

Podsumowując, myślę, że w teorii prawdziwego self można widzieć propozycję uwspółcześnionej przez Winnicotta teorii popędów – teorii popędów widzianej z perspektywy psychoanalitycznej koncepcji człowieka, która stawia na pierwszym planie podmiotowy charakter jednostki.

Myślę, że obecny w pracy Winnicotta akcent na podmiotowość i osobiste doświadczenie oraz wprowadzona przez niego koncepcja przestrzeni przejściowej miały znaczący wpływ na ewolucję koncepcji człowieka we współczesnej psychoanalizie, przynajmniej w tradycji niezależnej. Chodzi mi o ewolucję w kierunku myślenia w kategoriach intersubiektywności. Nie mogę tego wątku rozwinąć szerzej w ramach tego wystąpienia, ale chcę zasygnalizować kilka koncepcji, które są propozycją współczesnego rozumienia seksualności w tym kontekście. I tak na przykład amerykański psychoanalityk Thomas Ogden wiąże z przestrzenią przejściową współczesne pojęcie intersubiektywnego podmiotu, żywego, doświadczającego podmiotu, który powstaje w dialektycznej relacji z innym podmiotem i nie istnieje ani w rzeczywistości, ani w fantazji, tylko w przestrzeni potencjalnej między nimi (Ogden, 1994). Brytyjski psychoanalityk, Michael Parsons, analizując, co się zmieniło w rozumieniu seksualności sto lat po Freudzie, dochodzi do wniosku, że w dzisiejszych czasach nie da się utrzymać poglądu, że obiekt pełni rolę służebną wobec zaspokojenia popędu. Twierdzi, że obiekt wymaga obecnie statusu wzajemnego wobec podmiotu, tym samym sugerując podmiotowy status obiektu (Parsons, 2000). Według innego przedstawiciela brytyjskiej tradycji niezależnej, Rogera Kennedy’ego, ludzkie pragnienie kieruje się nie tylko do innych obiektów, ale również do innych pragnień, a wzajemne pragnienie bycia rozpoznanym odgrywa podstawową rolę w strukturowaniu ludzkich relacji (Kennedy, 1977). René Roussillon, współczesny francuski psychoanalityk, sugeruje, że intersubiektywność należy rozumieć w ścisłym powiązaniu z popędami, ponieważ chodzi tu o ideę spotkania między podmiotem, zasilanym przez popędy i nieświadome życie psychiczne, a obiektem, który jest Innym, który to Inny również jest podmiotem, podobnie zasilanym przez popędy. Potwierdzając słuszność hipotezy Winnicotta, zgodnie z którą matka pełni rolę „lustra” dla wewnętrznych stanów niemowlęcia, Roussillon stwierdza: cyt. „Nie ma możliwego do pomyślenia ‘ja’, podmiotowego zaistnienia, dopóki nie ma współgrania między dwoma podmiotami” (Roussillon, 2011, s. 30-31). W tym kontekście postuluje, że idea popędu jako posłańca, który jest kierowany do Innego, rozumianego jako podmiot, otwiera nowe możliwości rozumienia, także klinicznego.

Wracając do prawdziwego self, chciałabym na koniec wspomnieć o pracy Christophera Bollasa, która jest ciekawym przykładem opracowania i rozwinięcia tej Winnicottowskiej koncepcji. Praca tego brytyjsko-amerykańskiego psychoanalityka w dużej mierze odnosi się do klasycznego dzieła Freuda, które Bollas odczytuje po raz drugi, z perspektywy współczesnej psychoanalitycznej koncepcji człowieka, wynikającej w istotny sposób z wkładu Winnicotta. Rozumienie Bollasa jest uwolnione od tych naukowych paradygmatów, które ograniczały samego Freuda, a jego język stara się oddać to, co jest przedmiotem tej teorii – subiektywne, z natury rzeczy pre- i poza-werbalne doświadczenie podmiotu, doświadczenie poznawalne jedynie od wewnątrz, przez udział w procesie intersubiektywnej wymiany i wspólnego tworzenia znaczenia. Jest to język i styl bardzo osobisty, wręcz idiosynkratyczny, można powiedzieć – idiomatyczny dla autora.

Bollas przyznaje podmiotowemu doświadczeniu należne mu w psychoanalizie miejsce. W książce zatytułowanej Siły przeznaczenia. Psychoanaliza i idiom ludzki (1989/2020) argumentuje, że chociaż wszyscy podzielamy pewne elementy osobowości i przejawiamy w życiu rozpoznawalne predyspozycje, to takie uniwersalne elementy i kategorie bardziej się odnoszą do gatunku ludzkiego, niż opisują ludzki podmiot, który istnieje i żyje w konkretnej organizacji tych elementów. Bollas apeluje zatem, „o większe uznanie w psychoanalizie dla niepowtarzalnego idiomu każdej osoby” (s. 141)

Koncepcja ludzkiego idiomu wydaje się centralna w psychoanalitycznym myśleniu Bollasa. W tym miejscu postaram się pokazać, że jest ona efektem oryginalnego rozwinięcia przez Bollasa Winnicottowskiej teorii prawdziwego self i podobnie jak ona zastępuje uniwersalną, nieosobową teorię popędów.

Bollas uznaje prawdziwe self za wrodzony potencjał, którego urzeczywistnienie zależy od środowiska, na początku życia przede wszystkim od opieki macierzyńskiej. Dziecko może opracować własny idiom jedynie poprzez obiekty dostarczone przez rodziców, a wystarczająco dobry rodzic intuicyjnie czuje, jakich obiektów dziecko może użyć. Bollas mówi o tym tak: „Jeśli matka zna swe dziecko, jeśli wyczuwa jego figuralne intencje, jego gesty wyrażające potrzeby i pragnienia, wówczas zapewnia mu obiekty (w tym samą siebie), które służą mu jako narzędzia do doświadczeniowego opracowania jego osobowościowego potencjału. W ten sposób pomaga mu w zmaganiach nad urzeczywistnieniem self” (Bollas, 1989/2020, s. 22).

Zgodnie ze współczesną, intersubiektywną wizją podmiotu Bollas postuluje zatem, że wrodzony potencjał jednostki, jakim jest prawdziwe self, w powiązaniu z indywidualną estetyką opieki macierzyńskiej, generuje wizje siebie i obiektu, dając dziecku możliwość artykulacji własnego, niepowtarzalnego idiomu osobowości.

Popędy są oczywiście istotną częścią prawdziwego self, a doświadczenia popędowe w dużej mierze nadają kształt idiomowi jednostki, ale widać wyraźnie, że dla Bollasa nadrzędne znaczenie ma pojęcie idiomu. Idiom nie tkwi według niego w ukrytym w nieświadomości scenariuszu wypartych pragnień popędowych, lecz znajduje wyraz w swobodzie wyboru obiektów i sposobów ich używania; wybór obiektów nie jest podyktowany dążeniem do redukcji napięć popędowych, lecz dążeniem do ekspresji i rozwoju osobistego idiomu. „W wyborze obiektów znajdzie więc odbicie estetyczna decyzja, jaką nieświadome ego podejmuje w służbie idiomu, nastrój związany z tym, jak self doświadcza popędu” (Bollas, 1997, s. 363; podkreśl. AC).

Praca Bollasa daje świadectwo ważnemu przekształceniu koncepcji człowieka. W punkcie wyjścia jest wizja, w której jednostka jest we władaniu sił popędowych, której życie jest w istotnym stopniu przesądzone przez nieświadome scenariusze wypartych impulsów i inne cielesne uwarunkowania. W punkcie dojścia mamy wizję człowieka wyposażonego w siłę potencjału własnego prawdziwego self, która staje się potrzebą artykulacji osobistego idiomu. W teorii Freudowskiej, w przeciwieństwie do bardziej deterministycznego myślenia w kategoriach cielesnych uwarunkowań, myślenie w kategoriach Erosa – łączenia i tworzenia coraz bardziej złożonych całości – ma w sobie pierwiastek twórczy. Bollas (1995) również podąża drogą teorii Erosa, ale wydaje się iść jeszcze dalej, kiedy przedstawia Erosa jako popęd formy – immanentną dla ludzkiego podmiotu, prowadzącą go przez życie potrzebę artykulacji siebie poprzez znajdowanie niepowtarzalnej formy dla własnego potencjału i doświadczenia.

Literatura:

Abraham, K. (1924). A short study of the development of the libido.

Balint, M. (1937/1949). Early Developmental States of the Ego. Primary Object Love. Int. J. Psycho-Anal., 30: 265-273.

Bollas, Ch. (1989/2020): Siły przeznaczenia. Psychoanaliza i idiom ludzki. Przeł. Agnieszka Pałynyczko-Ćwiklińska. Warszawa: Oficyna Ingenium.

Bollas, Ch. (1995): A separate sense. W: Cracking Up: The Work of Unconscious Experience. New York: Routledge.

Bollas, Ch. (1997). Wording and telling sexuality. W: The Mystery of Things. Routledge. New York 1999.

Fairbairn, W.R.D. (1941). A Revised Psychopathology of the Psychoses and Psychoneuroses. Int. J. Psycho-Anal., 22: 250-279.

Ferenczi, S. (1932/1949). Confusion of the Tongues Between the Adults and the Child (The Language of Tenderness and of Passion). Int. J. Psycho-Anal., 30: 225-230.

Freud, Z. (1905). Trzy rozprawy w teorii seksualnej. W: Zygmunt Freud (1905/1999): Dzieła, t. V, Życie seksualne. Przeł. Robert Reszke. Warszawa: Wydawnictwo KR.

Freud, Z. (1914). W kwestii wprowadzenia narcyzmu. W: Zygmunt Freud (1914/2007): Dzieła, t. VIII, Psychologia nieświadomości. Przeł. Robert Reszke. Warszawa: Wydawnictwo KR.

Freud, Z. (1915). Popędy i ich losy. W: Zygmunt Freud (1914/2007): Dzieła, t. VIII, Psychologia nieświadomości. Przeł. Robert Reszke. Warszawa: Wydawnictwo KR.

Freud, Z. (1920). Poza zasadą przyjemności W: Zygmunt Freud (1975): Poza zasadą przyjemności. Przeł. Jerzy Prokopiuk. Warszawa: PWN; także: Poza zasadą rozkoszy. W: Zygmunt Freud (1914/2007): Dzieła, t. VIII, Psychologia nieświadomości. Przeł. Robert Reszke. Warszawa: Wydawnictwo KR.

Kennedy, R. (1977): On subjective organizations: towards a theory of subject relations. Psychoanal. Dial. 7: 553-581; także w: The Many Voices of Psychoanalysis. Routledge, London 2007.

Lear, J. (2003). Love as a drive. W: Therapeutic Action. An Earnest Plea for Irony. London: Karnac.

Loewald, H.W. (1960). On the Therapeutic Action of Psycho-Analysis. Int. J. Psycho-Anal., 41: 16-33.

Loewald, H.W. (1971). On Motivation and Instinct Theory. Psychoanal. St. Child, 26: 91-128.

Ogden, T. (1994): Subjects of Analysis. London: Karnac Books.

Parsons, M. (2000). Sexuality And Perversion A Hundred Years On: Discovering What Freud Discovered. Int. J. Psycho-Anal., 81: 37-49.

Roussillion, R. (2011). Drives and intersubjectivity. W: Primitive Agony and Symbolization. London: Karnac Books.

Segal, H. (2013). Melanie Klein. Przeł. Jarosław Groth. Warszawa: Oficyna Ingenium.

Winnicott, D.W. (1951). Obiekty przejściowe i zjawiska przejściowe. W: Zabawa a rzeczywistość (1971/2011). Przeł. Anna Czownicka. Gdańsk: Wydawnictwo Imago.

Winnicott, D.W. (1960a). Zniekształcenie ego rozumiane w kategoriach Prawdziwego i Fałszywego Self. W: Procesy dojrzewania i sprzyjające środowisko (1965/2018). Przeł. Anna Czownicka. Gdańsk: Wydawnictwo Imago.

Winnicott, D.W. (1960b). Teoria relacji rodzic – niemowlę. W: Procesy dojrzewania i sprzyjające środowisko (1965/2018). Przeł. Anna Czownicka. Gdańsk: Wydawnictwo Imago.

Winnicott, D.W. (1971). Miejsce, w którym żyjemy. W: Zabawa a rzeczywistość (1971/2011). Przeł. Anna Czownicka. Gdańsk: Wydawnictwo Imago.

Winnicott, D.W. (1988). Human Nature. London: Free Association Books.

[1] Pisownia wielką literą zgodna z cytowanym artykułem.

Marzenia senne i celebracja nieświadomości

Przełomowe znaczenie Objaśniania marzeń sennych wiąże się przede wszystkim z kwestią lokalizacji podmiotu. Sam Freud nie twierdził, iż odkrył pojęcie nieświadomości; za swoją zasługę uważał natomiast stworzenie naukowych podstaw metody jej badania. Ale teoria, którą sformułował, dokonała fundamentalnego przewrotu w myśleniu człowieka: pokazała, że iluzją jest przekonanie, jakoby podmiot był tożsamy ze świadomym umysłem. Od czasu publikacji Objaśniania marzeń sennych podmiot lokalizujemy w tym, czego akurat człowiek o sobie nie wie – w wypartym, dziecięcym pragnieniu. W obszarze praktyki interpretacja marzeń sennych, jako „via regia do poznania tego, co nieświadome w życiu psychicznym” (Freud 1900/1996, s. 509), wyznaczyła zaś zasady psychoanalitycznej metody badania nieświadomego podmiotu.

Przypomnijmy najpierw w największym uproszczeniu zasadnicze elementy freudowskiej teorii marzeń sennych zawartej w Objaśnianiu marzeń sennych. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że Freud rozwija teorię nieświadomości wtórnej, wypartej, a więc tej, która zawiera odrzucone przez podmiot wyobrażenia, związane z dziecięcą seksualnością. Seksualność, choć zakorzeniona w ciele i biologicznym funkcjonowaniu organizmu, stanowi w swej istocie psychologię człowieka; ten psychologiczny wymiar zawiera się w słowie „pragnienie”. Pragnieniom wychodzi naprzeciw pewna wewnętrzna instancja, zwana przez Freuda cenzurą, która wyraża zgodę na ich realizację albo też mówi im „nie” i odsyła do nieświadomości. Impulsy, choć wyparte, usilnie dążą do realizacji, korzystając z rozmaitych okazji. Najlepszą stanowi oczywiście sen, kiedy świadomy, krytyczny umysł podmiotu jest w dużej mierze wyłączony. Stery przejmuje wówczas nieświadome, wyparte, dziecięce pragnienie, które inicjuje pewną pracę, nazwaną przez Freuda pracą marzenia sennego. Praca ta (która sama w sobie zresztą wydaje się być pewną instancją w człowieku) w specyficzny, przemyślny sposób organizuje to, czym śniący umysł dysponuje – tak zwane resztki z dnia, czyli wrażenia powstałe w trakcie minionego dnia, oraz aktualnie działające bodźce – i czyniąc użytek z pewnych mechanizmów (zagęszczenie, przemieszczenie, symbolizacja i opracowanie wtórne) nadaje pragnieniu kształt dopuszczalny dla śpiącego i śniącego umysłu, a tym samym znajduje dla niego sposobność zaspokojenia. Powstała w ten sposób jawna treść marzenia sennego zostaje umieszczona w pewnej scenerii i przybiera postać zagadkowego, często udramatyzowanego obrazu; marzenie staje się na tyle spójne, że można je opowiedzieć, a zarazem pozostaje enigmatyczne, nielogiczne, irracjonalne.

Do tej jawnej treści marzenia sennego Freud podchodzi z naukową rezerwą i detektywistyczną dociekliwością; nie ufa jej samej, lecz szuka głębszych znaczeń. Dokonuje dekonstrukcji opowiedzianej treści marzenia sennego, badając swobodne skojarzenia słowne do poszczególnych elementów, by w ten sposób dotrzeć do tak zwanych myśli marzenia sennego, które się pod nią skrywają. Interpretacja marzenia sennego polega zatem na jego „odkodowaniu”; w tym celu trzeba wykonać pracę niejako w kierunku przeciwnym do pracy marzenia sennego – tej, która doprowadziła do jego powstania. W żadnym wypadku nie jest to droga prosta. Werbalne skojarzenia do poszczególnych elementów marzenia sennego prowadzą w różnych kierunkach, wyprowadzając nas na coraz szersze wody; z drugiej strony, gdzieniegdzie zbiegają się niespodziewanie w jednym miejscu. Freud przestrzega nas przed pójściem na skróty, podobnie jak przed uznaniem, że dzieło można doprowadzić do końca. Przedstawia pracę, która musi pomieścić sprzeczności, wielorakość uwarunkowań, pracę, która wymaga tolerowania niewiedzy i faktu, że zjawiska psychologiczne są nieredukowalne. Pracę, która budzi w nas ciekawość, a zarazem uczy pokory; daje narzędzia obiektywnego, naukowego badania, a jednocześnie stawia w obliczu tego, co tajemnicze i niepoznawalne.

Teoria nieświadomości jest bezdyskusyjnie fundamentem całej psychoanalizy – wszystkich konkurencyjnych koncepcji psychoanalitycznych, jakie powstały od czasów Freuda po dziś dzień. To, rzecz jasna, nie znaczy, że pozostała niezmieniona. Poza tym, co Freud rozwinął w niej w postaci teorii, praca ta zawiera zalążki przyszłych koncepcji, myśli przez Freuda – że tak powiem – niewyśnionych, które mogli wyśnić jego następcy. Pewne kierunki rozwoju psychoanalizy po Freudzie istotnie wpłynęły na psychoanalityczne rozumienie nieświadomości i marzenia sennego, chociaż przez dłuższy czas nie znajdowało to odzwierciedlenia na poziomie sformułowań metapsychologicznych.

Generalnie myślę, że zmiany w rozumieniu marzenia sennego wynikły z faktu, iż psychoanaliza zaczęła się interesować coraz wcześniejszymi okresami życia człowieka. Dla Freuda w centrum problematyki psychologicznej człowieka był kompleks Edypa, ale zarówno Karl Abraham, jak i Sándor Ferenczi (każdy z nich na inny sposób) zwrócili baczniejszą uwagę na seksualność pregenitalną; tą drogą poszli systematycznie Melanie Klein i W. R. D. Fairbairn, analizując wczesne relacje z obiektem i opartą na nich strukturę osobowości. Michael Balint zwrócił uwagę, że w życiu małego dziecka rolę równie ważną jak popędy, jeśli nie ważniejszą, odgrywają potrzeby niepopędowe, zaś D. W. Winnicott postulował istnienie fazy absolutnej zależności, w której nie może być mowy o istnieniu dziecka bez opieki macierzyńskiej. Wszyscy oni pokazali, że najwcześniejsze etapy życia niosą ze sobą własną psychologiczną problematykę, niezależną od kompleksu Edypa.

Jak to wszystko wpłynęło na teorię marzeń sennych? Przede wszystkim zmianie uległo samo wyobrażenie o nieświadomości: Klein i Fairbairn wręcz je zrewolucjonizowali, wyobrażenie kipiącego kotła odrzuconych impulsów popędowych zastępując wyobrażeniem wewnętrznej sceny, na której rozgrywają się skomplikowane i udramatyzowane relacje self z jego wewnętrznymi obiektami. Obie te teorie, w odróżnieniu od opartej na języku teorii Freuda, mają charakter bardzo figuratywny, odpowiadający w dużej mierze obrazowemu myśleniu małego dziecka, co do językowego wymiaru dodało symboliczną wymowę plastycznego wyobrażenia.

Także w związku z pracą Klein, koncepcją przestrzeni przejściowej Winnicotta i funkcji pomieszczającej W. R. Biona znaczenia nabrało pojęcie przestrzeni (psychicznej), co pozwoliło myśleć bardziej o doświadczeniu podmiotu oraz o tym, w jaki sposób dokonuje się psychiczne opracowanie treści, które dotąd nie mogły znaleźć symbolicznej reprezentacji. Nieświadomość siłą rzeczy objęła teraz, poza wypartymi pragnieniami, również impulsy i treści niewerbalne, które się tam znalazły z przyczyn innych niż wyparcie – takich jak dysocjacja (na skutek wczesnych urazów i deprywacji) – lub z powodu pierwotnego wyparcia, albo też stanowią potencjał nigdy nie rozwinięty z powodu braku odpowiednich warunków.

Winnicott zakwestionował również niektóre „pewniki” i zwrócił uwagę na to, że pewne właściwości życia psychicznego mają swoją prehistorię w rozwoju każdej jednostki, w której istotną rolę odgrywa środowisko, opieka macierzyńska. Jednostka nie istnieje psychologicznie od urodzenia, lecz musi dopiero zacząć istnieć na bazie ciągłości doświadczenia, jaką zapewnia mu opieka macierzyńska; musi także nabyć zdolności do wszechmocy, do iluzji, do twórczego życia oraz zdolności do śnienia. Łączy on bycie i śnienie, i traktuje śnienie jako sposób istnienia, ekspresję i realizację nieświadomego, osobistego potencjału. I wreszcie – co dla mnie jest osobiście najważniejsze – akcent na subiektywną podmiotowość jednostki sprawia, że niektórzy psychoanalitycy dokonują znaczącej, całościowej reinterpretacji teorii nieświadomości i marzeń sennych Freuda. Teoria nieświadomości staje się zatem teorią nieświadomego podmiotu, a teoria marzeń sennych – teorią śniącego podmiotu.

To, z czym mamy do czynienia w dzisiejszych czasach – przynajmniej w pewnych rejonach psychoanalizy – to powrót do samych podwalin freudowskiej psychoanalizy i ich nowa, kreatywna interpretacja. Rezultatem takiego powrotu jest choćby współczesna teoria nieświadomości sformułowana przez Christophera Bollasa. Pokazuje on, że teoria relacji z obiektem do pewnego stopnia przyćmiła teorię nieświadomości, sugerując rozumienie materiału przede wszystkim w kategoriach relacyjnych oraz przeniesieniowych, co nieraz prowadzi do zubożenia namysłu nad tym, w jaki sposób dokonuje się artykulacja nieświadomości. Nie bez znaczenia była też na pewno kleinowska strategia interpretacji skierowanych bezpośrednio do nieświadomości, z pominięciem ego, a tym samym całej misternej pracy marzenia sennego, jak gdyby ona nie była częścią śniącego. Sam Bollas jest gorącym orędownikiem nie tylko powrotu do wczesnego Freuda, ale też wykorzystania późniejszej myśli psychoanalitycznej w taki sposób, który pozwala być bardziej wrażliwym na samą nieświadomość i wszystkie subtelne sposoby, w jakie komunikuje się ona podmiotowi.

Próba, którą podejmuje Bollas, wydaje mi się niezwykle cenna. Duża część jego pracy poświęcona jest nieświadomości: jej artykulacji i recepcji w parze pacjent – analityk, jej związkowi z subiektywnym doświadczeniem jednostki, z jej osobową egzystencją, niepowtarzalnym osobistym idiomem czy charakterem. Bollas wyraźnie pozostaje pod wpływem myśli Winnicotta i wczesne prace Freuda interpretuje i niejako uzupełnia z tej właśnie perspektywy. Powiedziałabym, że to perspektywa ludzkiego, osobistego, podmiotowego i subiektywnego doświadczenia. Jego język podziela literackość języka Freuda i poetyckość języka Winnicotta, a jednocześnie jest wolny od ciężaru oświeceniowej naukowości, jaka miejscami czyni prace Freuda trudnymi w percepcji. Bollas nie musi już dowodzić naukowości psychoanalizy; nie boi się eksponować pokrewieństwo psychoanalizy z literaturą i sztuką raczej niż z naukami przyrodniczymi. Jego opis psychoanalizy, a zwłaszcza nieświadomości, ma dla czytelnika walor świeżości i oryginalności, przemawia do wyobraźni i osobistego doświadczenia, czyniąc z tej znanej materii rzecz jakby na nowo odkrytą, z całym jej darem przekonywania.

Przedstawię tylko kilka aspektów tej pracy w odniesieniu do teorii marzeń sennych, przy czym gwoli zwięzłości skupię się na zasadniczych różnicach między podejściami Freuda i Bollasa. Należy jednak pamiętać, że punkt widzenia Bollasa jest raczej dialektycznym uzupełnieniem niż przeciwieństwem Freuda.

Przede wszystkim Bollas przenosi akcent z naukowego aspektu badania marzenia sennego na twórczy aspekt powstawania samego marzenia. Dla Freuda marzenie senne jest wyrazem nie tyle twórczości, ile dążenia popędu do redukcji. Bollas woli tu mówić o nieuchwytnych nieświadomych dążeniach osoby, które poszukują wyrazu; w tym sensie proces powstawania marzenia sennego wyraża ruch w kierunku spełnienia pragnienia, ale nie przez zaspokojenie, lecz przez znalezienie wyrazu. Do tej ekspresji – jawnej treści marzenia sennego – Freud podchodzi z pozycji „podejrzenia”: nie ufa jej, lecz szuka ukrytych pod nią, zakazanych motywów, tym samym przyznając pierwszeństwo cenzurze. Bollas, przeciwnie, zwraca uwagę na pracę marzenia sennego, uważając ją za wyraz głębokiej, nieświadomej inteligencji, szczególnej, nieświadomej kreatywności, która służy nie tyle „ukryciu” prawdziwych motywów, ile poszukiwaniu dla nich wyrazu, gdy podmiot znajduje się w sytuacji wewnętrznego konfliktu. Praca marzenia sennego jest zatem pracą interpretacyjną – interpretuje bowiem nieświadome dążenia, tak samo jak analityk interpretuje później marzenie senne, odkrywając jego ukryte znaczenia.

Akcentując twórczy aspekt marzenia sennego (i nieświadomości w ogóle), Bollas podkreśla zarazem jego aspekt egzystencjalny. Pracę marzenia sennego postrzega przede wszystkim jako akt twórczy, umożliwiający w sytuacji wewnętrznego konfliktu ekspresję tego, co w jednostce najbardziej osobiste i prawdziwe. Śnienie jest sposobem egzystencji podmiotu, który dąży do tego, by się sobie samemu z głębi siebie zakomunikować. Doświadczenia nieświadomie odebrane za dnia praca marzenia sennego opracowuje dalej podczas snu, umożliwiając osobie bycie w ciągłości z samą sobą poprzez akt interpretowania, znajdowania znaczenia i komunikowania nieświadomości sobie samej.

Przenosząc akcent z treści na formę, z ukrytych myśli marzenia sennego na postać, jaką im nadaje nieświadoma, kreatywna inteligencja, Bollas wraca do starej koncepcji, zgodnie z którą śnienie stanowi niejako powrót na łono – lub do łona – matki. Akcentując związany z formą i egzystencjalny aspekt śnienia, umieszcza marzenie senne w porządku macierzyńskim (Bollas, 1999). Dowodzi, że klasyczna teoria marzeń sennych, sformułowana przez Freuda po śmierci ojca, przede wszystkim celebruje ojca i funkcję cenzury, jako że relacja (seksualna) z matką jest wyparta. Porządek macierzyński jest w niej jednak obecny implicite, przez pierwotną identyfikację, będącą uzupełnieniem wyparcia. Tej niesformułowanej, ale implicite obecnej w dziele Freuda części teorii Bollas nadaje teraz kształt, dostrzegając w scenerii marzenia sennego pierwotne zanurzenie niemowlęcia w nieświadomej inteligencji środowiska, jakie reprezentuje matka. Śniące ego jest odbiciem matki, odzwierciedleniem sposobu, w jaki nieświadomość matki obchodziła się z pragnieniem niemowlęcia. Marzenie senne „(…) przenosi nas z powrotem w czasie do gęstej dialektyki, jaka zachodzi pomiędzy naszym odziedziczonym istnieniem a logiką otoczenia” (Bollas, 1987, s. 72).

Macierzyński porządek marzenia sennego jest egzemplifikacją sposobu, w jaki Bollas na nowo formułuje koncepcję nieświadomości. U Freuda cały model topograficzny jest zogniskowany na ojcu, a zatem na cenzurze i wyparciu; teoria nieświadomej percepcji, choć zawarta implicite w późniejszej uwadze Freuda o nieświadomości analityka jako organie percepcji, pozostaje jednak niesformułowana. Takie sformułowanie proponuje Bollas, pokazując, że nieświadomość jest zdolna nie tylko do wypierania myśli, ale również do ich przyjmowania. Bez tej recepcyjnej funkcji nieświadomości praca marzenia sennego nie byłaby możliwa. Tę recepcyjną funkcję nieświadomości Bollas wywodzi właśnie z pierwotnej, niewerbalnej, głębokiej komunikacji między niemowlęciem a matką. Powstała w ten sposób nieświadomość jest wcześniejsza od nieświadomości wypartej, o której mówił Freud, i stanowi to, co Bollas nazywa „znanym niemyślanym” – podstawową wiedzę o self, jaką zdobywa niemowlę za sprawą opieki macierzyńskiej, wiedzę, która stanowi wysoce zorganizowany środek odbierania i twórczego interpretowania komunikacji. Jak mówi Bollas: „Gdybym miał wskazać na jeden obszar, w którym moim zdaniem psychoanaliza cierpi na dewastującą ślepotę, byłoby to właśnie nierozumienie faktu nieświadomej twórczości pacjenta. (…) Zanim zaczniemy się odnosić do oporów, musimy uznać obecność nieświadomej twórczości i współpracy ze strony pacjenta. Pacjenci pracują w analizie nad wieloma kwestiami, i to nie analityk jest tym, kto w nich tę pracę inicjuje” (Bollas, 2007, s. 54-55).

 

Literatura:

Freud, Z. (1900/1996). Objaśnianie marzeń sennych. Przekład Robert Reszke. Warszawa: Wydawnictwo KR.

Bollas, Ch. (1987). At the Other’s Play: To Dream. W: The Shadow of the Object. London: Free Association Books.

Bollas, Ch. (1999). The Mystery of Things. W: The Mystery of Things. London: Routledge.

Bollas, Ch. (2007). Articulations of the Unconscious. W: The Freudian Moment. London: Karnac.

Redakcja: Barbara Barysz, Agata Bielińska, Julia Jastrzębska, Ewa Kobylińska-Dehe, Zbigniew Kossowski, Andrzej Leder, Adam Lipszyc.

Kontakt: wunderblock@ifispan.edu.pl

ISSN: 2720-4391

Ośrodek Myśli Psychoanalitycznej