Metafora archeologiczna w dziełach Zygmunta Freuda wydaje się jedną z wiodących. Natrafiamy na nią już w opisie przypadku Elisabeth von R. ze Studiów nad histerią, gdzie Freud porównuje metodę analizy histerii do „techniki odkopywania z gruzów miasta”, która polegać ma na tym, by „warstwa za warstwą odkrywać patogenny materiał psychiczny”[1]. Kilka lat później, w roku 1896, wygłaszając wykład W kwestii etiologii histerii, znów powoła się na pozycję archeologa buszującego pośród ruin miasta, by objaśnić, na czym ma polegać metoda „dopuszczenia do głosu symptomów histerycznych, świadków historii powstania choroby”[2], występujących tu w roli wykopalisk i kamieni (Saxa loquuntur), które potrafią mówić. W roku 1907 pewien relief przedstawiający idącą kobietę, przedmiot archeologiczny par excellence, staje się przedmiotem analizy w komentarzu Freuda do opowiadania Wilhelma Jensena Gradiva. Pompeje – miejsce, w którym rozgrywa się akcja analizowanego tekstu – powraca dwa lata później w Uwagach na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw, czyli słynnej sprawie Człowieka od Szczurów, który to fragment zasługuje na szczególną uwagę. Wydaje się, że to właśnie w tym miejscu metafora archeologiczna została rozwinięta w najciekawszy sposób.
Zacytujmy obszerną część wymiany zdań między Freudem a pacjentem :
«W jaki właściwie sposób przyznanie racji wyrzutowi, świadomości winy, może mieć działanie lecznicze?» «Nie samo przyznanie racji ma działanie lecznicze, ale odnalezienie nieznanej treści, do której należy wyrzut» – odpowiadam. «Tak, właśnie tego dotyczyło moje pytanie» – on na to. Objaśniam swoje krótkie informacje o psychologicznych różnicach pomiędzy świadomym a nieświadomym, o zaniku, któremu ulega wszystko świadome, podczas gdy nieświadome pozostaje stosunkowo niezmienne, wskazując przy tym na znajdujące się w moim pokoju dzieła sztuki antycznej. Są to właściwie wykopaliska archeologiczne, dla których zasypanie oznaczało zachowanie. Pompeje upadają dopiero teraz, odkąd zaczęto prowadzić wykopaliska[3].
Przyjrzyjmy się bliżej temu fragmentowi. Została tu zarysowana różnica między świadomością a nieświadomym: podczas gdy ta pierwsza podlega dynamice pamięci i zapominania, to drugie w sposób niezmienny trwa niejako zakonserwowane i zasypane w sferze, do której pamięć nie ma łatwego dostępu. W takim ujęciu najbardziej frapująca jest paradoksalna formuła, zgodnie z którą pewne treści mogą zachować się w psychice podmiotu tylko pod warunkiem, że zostaną zasypane – będą zapamiętane o tyle, o ile pozostaną niepamiętane (ale nie zapomniane!). Skądinąd tak właśnie w teorii Freuda działa mechanizm wyparcia. Już dwa lata wcześniej twórca psychoanalizy pisał przecież w eseju o Gradivie, że „obraz zasypanych popiołem Pompejów, zniknięcie i przetrwanie, tego co minione, wydaje się adekwatną analogią wyparcia”[4]. Ujęcie to wydaje się jednak zbyt proste. W tak nakreślonej optyce psychoanalityk-archeolog miałby za zadanie przeprowadzenie analizy-wykopaliska, które skutkować miałoby ostrożnym wydobyciem-przypomnieniem wypartych wspomnień-artefaktów przeszłości, odzyskanych w formie nienaruszonej. Spróbujmy więc trochę sprawę skomplikować.
Co to znaczy, że „Pompeje upadają dopiero teraz, odkąd zaczęto prowadzić wykopaliska”, jak rozumieć upadek i jak czytać owo „teraz”? Pierwsze, najbardziej oczywiste znaczenie sugerowałoby, że upadek Pompejów, wydarzenie, które datujemy na 79 r. n.e., dokonuje się dopiero teraz. Wydobycie miasta z konserwujących je popiołów oznacza tak naprawdę dopełnienie dzieła Wezuwiusza. W tym sensie Pompeje, które upaść miały niemal dwa tysiące lat temu, przetrwały zahibernowane w pośrednim stanie nie-do-upadku, a ten proces zostaje sfinalizowany dopiero wraz z pracami archeologicznymi. Miasto, które w wyniku erupcji wulkanu miało obrócić się w ruinę, będzie nią dopiero dziś, kiedy zostanie odkopane właśnie jako ruina. W tym znaczeniu robota archeologiczna nie byłaby naznaczona upadkiem. A jednak stwierdzenie to daje się odczytać również w inny sposób. Archeologia mogłaby równie dobrze być sztuką czynienia rzeczy upadłymi. Pompeje upadają za sprawą prowadzonych wykopalisk. Archeolog nie jest już kimś, kto doprowadza upadek do końca – to raczej bezpośredni sprawca upadku. Oznaczałoby to tyle, że póki starożytne miasto leżało zakopane pod ziemią, znajdowało się w pewnej potencjalności, możliwości odkopania i zachowania na różne sposoby. Odkopanie oznacza więc zawsze odkopanie w jakiejś określonej formie i tym sensie jest upadkiem, zastygnięciem.
A więc Pompeje upadają dopiero teraz i tylko (te)raz. Oznacza to, że przed naszym archeologiem-analitykiem stoi zadanie szczególnie ryzykowne i odpowiedzialne. Wydobywając przedmioty z konserwujących popiołów potencjalności, odpowiada on przecież za formę, w jakiej rzeczy te zostaną utrwalone. Musi mieć więc świadomość tego, że każde „teraz” wykopywania zdarza się tylko raz, tak jakby grzebanie w ziemi oznaczało za każdym razem również grzebanie ziemi, ceremonię pogrzebową tkwiącej w niej potencjalności. Pompeje da się odkopać tylko raz, wydobyć na powierzchnię i tym samym nadać im konkretną (taką a nie inną) formę. Wydaje się, że w tym aspekcie (ale również wtedy, kiedy bierze na siebie zadanie wykładacza snów) Freudowski archeolog znajduje swój odpowiednik w figurze historyka, na którą natrafiamy w pismach Waltera Benjamina, a owo „teraz” upadku Pompejów zrymować można z Benjaminowskim „teraz poznawalności”[5]. Oznacza to, że archeologia nie jest jedynie naukowym badaniem przeszłości, odkopywaniem i opisywaniem pozostałości, które po niej zostały, lecz raczej nawiązywaniem specyficznej relacji między przeszłością a teraźniejszością. Jak pisze Georges Didi-Huberman (komentując Freudowską metaforę w książeczce Kora): „archeologia jest nie tylko techniką zgłębiania przeszłości, lecz także[,] przede wszystkim, anamnezą pomagającą zrozumieć teraźniejszość”[6].
Dlatego też rację ma Freud, gdy wygłaszając wykład o etiologii histerii, stwierdza: Saxa loquuntur – kamienie mówią, ale rację ma również Didi-Huberman, kiedy zarówno Freudowskie symptomy, jak i Warburgiańskie formuły patosu[7] – traktuje nie tyle jako kamienie, co skamieliny[8]. Te bowiem nie są życiem martwym, lecz życiem, które zasnęło czy zastygło w swojej formie. Figura skamieliny doskonale oddaje logikę Freudowskiego symptomu: powrotu pewnych wypartych w wyniku wyjątkowo intensywnego i traumatycznego przeżycia treści. Tak jakby pewne sytuacje, które zostały przeżyte zbyt mocno, domagały się ponownego przeżycia. Dlatego analizowane przez Freuda histeryczki zdają się zapętlać w swoich symptomach, a traumatyczne wydarzenia z przeszłości nawiedzają ich ciała. Dlatego mowa tu o skamielinach: życie, które zaczyna polegać na ciągłym odtwarzaniu pewnego wydarzenia z przeszłości, staje się życiem skamieniałym, które zastygło w nieustannym powtórzeniu. Skamielina jest więc zawsze pewnym powrotem przeszłości, życiem znieruchomiałym, które nawiązuje specyficzną relację z teraźniejszością, z momentem, w którym zostaje odkopana.
Ale z logiki symptomu nasz archeolog może wyciągnąć jeszcze jedną lekcję. Przeszłość – a szczególnie ta, która została wyparta – nigdy nie ukazuje się nam w takiej samej formie. To, że Pompeje upadają dopiero teraz oznacza, że nawet jeżeli przez niemal dwa tysiąclecia leżały zakonserwowane pod ziemią, to moment ich odkopania oznacza również pozbawienie ich tej warstwy ochronnej. A zatem zasypane miasto może istotnie ukazać się naszym oczom, ale nigdy nie ukaże się w takiej formie, w jakiej zostało zasypane. Freud świetnie zdawał sobie z tego sprawę: pewne treści (np. symptomy, powrót wypartego) ukazują się jedynie w zniekształceniu. Wedle takiej logiki funkcjonuje zarówno marzenie senne (zamiast pępowiny pozwalającej rozszyfrować treść utajoną snu na podstawie treści jawnej natrafiamy na pępek, bliznę uniemożliwiającą prostą transmisję sensu) jak i symptom histeryczny, który zawsze jest pewną negocjacją między przeszłością domagającą się reprezentacji, a momentem Teraz, powrotem tego, co wyparte w teraźniejszości, efektem ścierania się ze sobą dwóch sił. Dlatego archeolog nigdy nie będzie w stanie odtworzyć przeszłości taką, jaką była, a zatem nie będzie mógł stać się kolekcjonerem starannie wydobytych artefaktów.
Sam Freud jednak wydaje się jednocześnie zdawać i nie zdawać sobie sprawy z takiej sytuacji. Owszem, jako autor wspomnianych już przeze mnie opisów logiki symptomu i marzenia sennego musiał być świetnie poinformowany co do zniekształcenia, jakiemu podlega wszelkie wyparte wspomnienie, jeżeli tylko chce się ukazać. Jednak ilekroć wspomina o archeologii, wiedza ta zdaje się mu umykać. Zarówno fragmenty pozwalające mu opisać metody pracy z histeryczkami, jak i analiza dziejącej się w Pompejach archeologicznej opowiastki pióra Jensena zdają się naiwnie sugerować, że wykopaliska archeologiczne umożliwiają ostrożne, lecz w gruncie rzeczy proste, wydobycie reliktów przeszłości. Ta ostatnia jest w tym kontekście szczególnie wymowna. Jak pokazuje Adam Lipszyc w swojej lekturze Gradivy, Freud zdaje się ulegać pokusie fantazji o tym, że przeszłość można w pełni wyegzorcyzmować. Oto Norbert Hanold, bohater opowiadania Jensena, który w pełni zrezygnował z życia erotycznego na rzecz nauki – archeologii! – zaczyna fascynować się starożytną płaskorzeźbą przedstawiającą idącą kobietę, której nadaje imię Gradiva. Wkrótce archeolog ma sen, w którym dostrzega Gradivę w Pompejach. Podczas późniejszego pobytu w tym właśnie mieście spotyka Zoe, która do złudzenia przypomina mu postać z reliefu. Ta natomiast okazuje się jego przyjaciółką (oraz miłością) z dzieciństwa. Cała opowieść kończy się spóźnionym powrotem do wypartej miłości, a więc zastąpieniem Gradivy przez Zoe. Jednak jak pokazuje Lipszyc, takie wyegzorcyzmowanie przeszłości właściwie nigdy nie jest możliwe. Wspomnienia wypartego życia erotycznego owszem nawiedzają Norberta, ale dzieje się to za sprawą mechanizmu naznaczenia wstecznego, Nachträglichkeit. Jak pisze Lipszyc: „Nie mamy dostępu do czystego (acz wypartego) wspomnienia o Zoe – nie ma go też Norbert. Spotkanie z płaskorzeźbą nie tylko nadaje wstecznie przyczynową moc wspomnieniom o Zoe, lecz także w stopniu niemożliwym do wymierzenia współkształtuje ich formę i znaczenie”[9]. Zoe – ta „odkopana z popiołów przyjaciółka z dzieciństwa”[10] – nigdy nie będzie w stanie się z tych popiołów zupełnie otrzepać. Dla naszego bohatera będzie więc zawsze musiała funkcjonować jako Zoe-Gradiva, na wpół płaskorzeźba, na wpół przyjaciółka z dzieciństwa. A zatem archeolog nigdy nie będzie skutecznym egzorcystą, a jego życie naznaczone będzie obcowaniem ze skamielinami, dziwnymi hybrydami różnych czasów, być może tak paradoksalnymi i absurdalnymi jak skrzyżowanie filmu Jima Jarmuscha i książki Adama Bahdaja: Nieustające wakacje z duchami, co wydaje się formułą dobrze oddającą los naszego archeologa.
Dlaczego Freudowska metafora archeologiczna wydaje się tak ciekawa? Być może dlatego, że nie jest jasne, czy więcej mówi o samej metodzie psychoanalitycznej, czy raczej o praktyce prowadzenia wykopalisk. Najbliżej prawdy byłoby pewnie stwierdzenie, że siłę swoją zawdzięcza zderzeniu tych dwóch pozornie tak odległych dziedzin. Można wskazać jednak na dwa sposoby jej czytania. Pierwszy, naiwny, wytracałby całą dynamikę tego zderzenia. Psychoanaliza, tak jak archeologia, polegałaby jedynie na odkopywaniu zapomnianych artefaktów i wpisywaniu ich w obecną narrację. Dla psychoanalizy oznaczałoby to skuteczne wyegzorcyzmowanie duchów powracającej przeszłości, powrót „normalności”, dla archeologii dostarczenie jedynie kolejnego eksponatu do muzealnej kolekcji. Jak już pokazaliśmy, takie ujęcie wydaje się nie do utrzymania, nawet mimo zapewnień dra Indiany Jones’a, bohatera słynnej serii Stevena Spielberga, że „Archeologia zajmuje się poszukiwaniem faktów, a nie prawdy”. Drugi, skrótowo zarysowany w tym tekście sposób czytania wskazywałby na bardziej dialektyczne ujęcie relacji między obydwoma członami metafory. A zatem archeologia przestałaby polegać jedynie na zgłębianiu przeszłości, dostarczaniu materiałów analizie historycznej. Byłaby raczej nauką pozwalającą zrozumieć teraźniejszość, ale również przeformułować obecne modele pamięci oraz sposoby pisania historii. Psychoanaliza natomiast przypominałaby archeologię, w tej mierze, w jakiej ta druga przestaje być nauką o arché, początku czy zasadzie, a staje się nauką o ruinach, „ruinologią”[11]. Oznacza to, że obiekty jej badań zawsze są fragmentaryczne, niepełne, resztkowe czy zniekształcone, a przeszłość nigdy nie daje się wiernie odtworzyć. Metafora archeologiczna wskazuje też jednak na ostrożność i precyzję, z jaką prowadzący wykopaliska analityk powinien obchodzić się z odkopanym materiałem przeszłości. Wbrew pozorom ani archeologia, ani psychoanaliza nie zajmują się rozkopywaniem grobów, badaniem tego, co martwe, lecz raczej stanowią sztukę przywracania do życia tego, co zbyt szybko i zbyt głęboko zostało pochowane, a co nie przestaje oddziaływać z całą mocą najsilniej daje o sobie znać.
[1] S. Freud, Panienka Elisabeth von R., w: S. Freud, J. Breuer, Studia nad histerią, tłum. R. Reszke, Wydawnictwo KR, Warszawa 2008, s.128.
[2] Tenże, W kwestii etiologii histerii, w: tegoż, Histeria i lęk s. 47 [cytat zmodyfikowany]
[3] Tenże, Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw, w: tegoż Charakter a erotyka, tłum. R. Reszke, D. Rogalski, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996, s. 37.
[4] Tenże, Obłęd i sny w „Gradivie” Wilhelma Jensena, w: S. Freud, W. Jensen, Gradiva, tłum. R. Reszke, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007, s. 123-124.
[5] Coś podobnego sugeruje zresztą Georges Didi-Huberman, kiedy zauważa, że Benjaminowska „tradycja uciśnionych” (Tradition der Unterdrückten) nawiązuje nie tylko do słownika marksowskiego, ale również do Freudowskiego stłumienia (Unterdrückung), którego specyficznym przypadkiem jest wyparcie (Verdrängung). Zob. G. Didi-Huberman, Uzmysłowienie, tłum. P. Mościcki, „Widok. Teorie i Praktyki Kultury Wizualnej” 2014, nr 6, https://www.pismowidok.org/pl/archiwum/2014/6-obraz-patos/uzmyslowienie [dostęp: 20.04.2021]
[6] G. Didi-Huberman, Kora, tłum. T. Swoboda, Wydawnictwo w Podwórku, Gdańsk 2013, s. 83-84.
[7] Zob. G. Didi-Huberman, The Surviving Image. Phantoms of Time and Time of Phantoms : Aby Warburg’s History of Art, tłum. H.L. Mendelsohn, The Pennsylvania State University Press, Pensylvania 2017. W szczególności podrozdział The Guide Fossil, or the Dance of the Buried Periods of Time, s. 215-235.
[8] Warto zaznaczyć, że w jednym z kluczowych dla zadania historyka fragmentów pliku N Pasaży, Walter Benjamin definiuje obraz dialektyczny właśnie jako skamielinę, zastygłą dialektykę. Zob. W. Benjamin, Pasaże, tłum. I. Kania, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, s. 507.
[9] A.Lipszyc, Gradiva non vixit, w: tegoż, Freud: logika doświadczenia. Spekulacje marańskie, Wydawnictwo Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 2019, s. 155.
[10] S. Freud, W. Jensen, Gradiva, dz. cyt., s. 124.
[11] Formułę tą zapożyczam z eseju Giorgio Agambena Philosophical archeology. Zob. G. Agamben, Signatures of All Things. On Method, tłum. L. D’Isanto, K. Attell, Zone Books, Nowy Jork 2009, s. 81-111.