W jednym z rozdziałów książki The Body and The City Steve Pile, może najciekawszy myśliciel zajmujący się zależnościami pomiędzy podmiotem a przestrzenią, przywołuje fragment eseju Aldousa Huxleya Niebo i piekło:
Jak ziemia przed stu laty, nasz umysł wciąż posiada swoje najbardziej mroczne Afryki, nieoznaczone na mapach Bornea czy dorzecza Amazonki. W stosunku do fauny tych regionów nie jesteśmy jeszcze zoologami, jesteśmy zwykłymi przyrodnikami i kolekcjonerami gatunków. Jest to niepomyślny fakt, ale musimy go zaakceptować, musimy uczynić z niego to, co najlepsze. Jak błaha by nie była, praca kolekcjonera musi zostać wykonana, zanim będziemy mogli przejść do wyższych zadań naukowej klasyfikacji, analizy, eksperymentu i tworzenia teorii. […] Jest to trudne, niemal niemożliwe, by mówić o psychicznych zdarzeniach inaczej niż poprzez porównania do bardziej znanego nam świata rzeczy materialnych. Jeśli użyłem geograficznych i zoologicznych metafor, nie czyniłem tego przez przypadek lub ze zwykłego przyzwyczajenia do malowniczego języka. Ale dlatego, że takie metafory wyrażają bardzo skutecznie istotę odmienności odległych kontynentów umysłu. […] Człowiek składa się z tego, co nazwałbym Starym Światem osobowej świadomości oraz, za rozdzielającym morzem, z serii Nowych Światów – niezbyt dalekich Wirginii i Karolin osobistej podświadomości i wegetatywnej duszy; Dalekiego Zachodu zbiorowej nieświadomości, z jego florą symboli, plemionami rdzennych archetypów i za kolejnym, obszerniejszym oceanem, na antypodach codziennej świadomości – świata Doświadczenia Wizyjnego.[1]
To wyobrażenie umysłu jako zróżnicowanego geograficznie terenu jest pewnie dość naiwne literacko, a z dzisiejszej perspektywy naznaczone kolonialnym sznytem, stanie się jednak inspirujące, o ile potraktować je jako metaforę syntetyzującą (trochę tak, jakby nałożyć na siebie dwie mapy) dwa znaczenia słowa „topografia” – po pierwsze, konfigurację i ukształtowanie przestrzeni, po drugie zaś znaną z myśli Zygmunta Freuda topografię mentalną, czyli metapsychologiczną strukturę aparatu psychicznego, którego złożoność i funkcjonalna segmentacja jest podstawową cechą psychoanalitycznej koncepcji podmiotu. Proponowana przez Huxleya ekstrawagancka figura myślowa może być, zgodnie zapewne z intencją autora, pomocna w zobrazowaniu umysłu jako uniwersum, którego pewne strefy są oswojone i bezpieczne, inne zaś pozostają domenami tajemnicy, nieokreśloności i amorfii, zamieszkanymi przez obcą faunę, przez „zwierzęta nocy”. Wizja ta może dawać jednak zachętę do znacznego, podwójnego rozszerzenia spekulacji. Po pierwsze, nie sposób przecież nie powiązać jej z faktem, że nasz odbiór tego, co zewnętrzne (przestrzenne) skutkuje zaistnieniem innej jeszcze mentalnej topografii subiektywnej, w obrębie której poszczególne wycinki świata mogą być naznaczone lękiem (również jako klaustro- czy agorafobiczne), stanowić rewir zabroniony (przez kogoś albo przez nas samych) albo gwarantować komfort. Mogą również wchodzić w bliską, intensywną interakcję z naszym ciałem i umysłem, która bezpośrednio przekłada się na afekty: „tu jest za ciasno”, „zaraz spadnę”, „brakuje dla mnie miejsca”. Takie podmiotowe kartografie są zatem nie tyle mimetycznym odwzorowaniem „rzeczywistej” przestrzeni, ile raczej zapisem jej percepcji, która często zaburza dystanse, kontaminuje miejsca czy wręcz modyfikuje ich charakterystykę w zależności chociażby od tego, czy zapamiętaliśmy ją – zachowaliśmy ją w nas – jako taką, która nas czule otacza („obejmuje”, „trzyma” jak matka niemowlę, powiedzielibyśmy może za D.M. Winnicottem), czy też raczej osacza.
To właśnie tak istotny aspekt działania pamięci – wszystkich powiązanych z nią procesów suplementowania, zniekształcania, przemieszczania, które składają się na niestały, ściśle indywidualny zapis przeszłości – sprawia, że myśloobraz Huxleya domaga się drugiej korekty. Mówiąc szerzej, chodzi o zrozumienie, że obie łączone w tej metaforze topografie (oraz dialektyczny wytwór w postaci opisanej wyżej „subiektywnej kartografii przestrzeni zewnętrznej”) są poddane radykalnemu uczasowieniu. Nie oznacza to jednak, że przynależne im fenomeny podlegają całościowej wymianie, cyrkulując od pełnego objawienia się w danej przestrzeni do całkowitego z niej wymazania. Bardziej zasadne byłoby myślenie raczej o palimpseście złożonym z współistniejących artefaktów o różnych datowaniach i stanach zachowania, zróżnicowanej dostępności[2]. Co więcej, zmienność w czasie może sprawić, że poszczególne „kontynenty” stracą swój pewny i jednoznaczny status, choćby ujawniając nieoczekiwanie coś, co dotychczas sprawiało wrażenie uporządkowanego i oswojonego.
Nie istnieją zatem topografie statyczne i pozbawione pęknięć – zasadą ich funkcjonowania jest symultaniczna anachronia[3]. Jeśli Freud w Kulturze jako źródle cierpień zdecydował się odrzucić swoją własną metaforę miasta (Rzymu) jako istoty psychicznej, to dlatego, że uznał za niemożliwe porównanie obu topografii w zakresie skutków temporalnych przemian; wydaje się jednak, że nowe, wypracowane dzięki lekturom Waltera Benjamina, Guy Deborda czy Jacques’a Derridy koncepcje takich badaczy geografii humanistycznej jak Pile, ujmujące przestrzeń jako domenę zamieszkiwaną przez widma, nie w pełni suwerenną względem sieci podmiotowych projekcji i podatną na społeczno-polityczne przetworzenia, czynią możliwym powrót do snucia różnorodnych spekulacji o splotach topografii wewnętrznych i zewnętrznych. Można je określić mianem psychotopografii.
Widzimy zatem, że z początkowej, napędzanej przez meskalinę metafory Huxleya po jej przepracowaniu i daleko idącym zmodyfikowaniu wyłonić się może zaczątek konceptualizacji istotnego problemu psychoanalizy, jakim jest relacja między podmiotem i jego zewnętrzem – przestrzenią jako domeną innego. Konieczne jest, sugeruje Pile, pójście nawet o krok dalej i odkrycie przepuszczalności czy interaktywności dwóch tradycyjnie nieprzepuszczalnych porządków: wewnętrznego i zewnętrznego. Naprzemienne procesy „wywijania” i „zawijania” tych wymiarów można ujmować chociażby w kategoriach proponowanych przez Melanie Klein:
W świetle mojej pracy psychoanalitycznej z dziećmi pojęłam, że introjekcja i projekcja działają od samego początku życia postnatalnego, będąc jednymi z pierwszych form aktywności ego […]. Patrząc pod tym kątem, introjekcja oznacza, że świat zewnętrzny, jego wpływ, sytuacje, jakie niemowlę przeżywa, obiekty, z jakimi się styka, nie tylko jawią mu się jako coś zewnętrznego, ale ulegają introjekcji, stając się cząstką jego życia wewnętrznego. Nawet u człowieka dorosłego nie sposób dokonać oceny życia wewnętrznego z pominięciem tych dodatkowych aspektów osobowości, które mają swe źródło w bezustannym procesie uwewnętrzniania. Projekcja, proces odbywający się równolegle do introjekcji, oznacza, że dziecko ma zdolność przypisywania otoczeniu rozmaitych uczuć, zwłaszcza miłości i nienawiści. […] Innymi słowy, podwójny proces introjekcji i projekcji przyczynia się do interakcji czynników zewnętrznych i wewnętrznych. Interakcja ta trwa przez całe życie, na wszystkich jego etapach. Analogicznie przez całe życie trwa proces introjekcji i projekcji, który ulega modyfikacji wraz z dojrzewaniem; nigdy jednak nie przestają one odgrywać ważnej roli w relacji jednostki z otaczającym ją światem. Dlatego nawet u człowieka dorosłego osąd rzeczywistości nigdy nie jest do końca wolny od wpływu świata wewnętrznego.[4]
Introjekcja sprawia, że częściowo wchłaniam do siebie to, co nie jest mną, z siebie zaś nieświadomie rzutuję (projektuję) na zewnątrz pragnienia i afekty. W tym sensie nie zachowuję całkowitej podmiotowej integralności, a część mnie staje się, jak zasugerował z kolei Jacques Lacan, eks-centryczna. Zarazem zaś obce nie tyle jest blisko mnie, ile po prostu zostaje we mnie ulokowane[5].
Taka koncepcja subiektywności, szczególnie w odniesieniu do wcześniej opisanej kwestii podwójnej topografii, może przybrać jeszcze ciekawszą i przy tym mniej abstrakcyjną postać , jeśli przyjrzymy się temu, jaki użytek można z niej zrobić w badaniu literatury, w pierwszej kolejności zaś prozy o autobiograficznych czy autofikcjonalnych rysach stawiającej sobie za cel prezentację pewnego Ja – wpierw jedynie autorskiego, następnie zaś na specjalnych prawach umiejscowionego w tekście. Mowa tu o zabiegu nazywanym syllepsą, tak opisywanym przez autora jego najciekawszej chyba konceptualizacji, Ryszarda Nycza:
„Ja” sylleptyczne – mówiąc najprościej – to „ja”, które musi być rozumiane na dwa odmienne sposoby RÓWNOCZEŚNIE: a mianowicie jako prawdziwe i jako zmyślone, jako empiryczne i jako tekstowe, jako autentyczne i jako fikcyjno-powieściowe. Najbardziej znamiennym sygnałem odmienności tej grupy tekstów jest zapewne tożsamość nazwiska autora i protagonisty czy narratora utworu, powodująca w konsekwencji, rzec można, śmiałe wkroczenie autora do tekstu w roli bohatera odtąd nie całkiem już fikcyjnej historii.[6]
Dość jasne jest wszakże to, że zastosowania syllepsy mogą znacznie wykraczać poza przykłady klasyczne: np. że bohater utworu Tadeusza Konwickiego nazywa się Tadeusz Konwicki, albo że narrator utworu Aleksandra Wata mieszka na ulicy zamieszkanej w rzeczywistości przez Wata, i tak dalej. Usposobione sylleptycznie autorskie Ja będzie dążyło do znacznie dalej posuniętych przedstawień siebie i otaczającego je świata w konstruowanej narracji, przy czym przedstawienia te będą odpowiednio zakamuflowane, zaszyfrowane – można zresztą spekulować, że nie każde z nich musi mieć charakter całkowicie świadomy. Podmiot być może nie tylko uwidacznia w tekście „siebie” jako pojedynczą, spójną osobowość, ale raczej dokonuje fragmentarycznego przemieszczenia wewnętrznej topografii w obszar świata przedstawionego tekstu. W sposób niejawny może on prezentować swoje wewnątrzpsychiczne konflikty i niezgodności, może także nieświadomie przedstawiać te obszary swojego życia, które jemu samemu jawią się jako sekretne lub niedostępne. Badając tekst w poszukiwaniu obecności podmiotu, powinniśmy przyglądać się więc nie tylko pierwszoosobowemu narratorowi, nie tylko postaci, której biografia współgra z życiem autora (albo postaci noszącej jego imię), lecz także temu, jak ukształtowana jest przestrzeń świata tekstu – od lokacji klaustrofobicznych po agorafobiczny bezkres, od strychów i schowków przepastnych domostw po niewielkie miasteczka, których nazwa brzmi dziwnie znajomo – oraz interakcjom, w jakie wchodzą z nią bohaterowie. Proponowana koncepcja obejmuje więc również bohaterów symultanicznie reprezentujących w swoich interakcjach poszczególne rozparcelowane części podmiotu. Blisko stąd do intuicji Freuda z eseju Pisarz a fantazjowanie: „Powieść psychologiczna zawdzięcza swój szczególny charakter skłonności współczesnego pisarza do rozszczepiania swojego Ego – przez obserwacje samego siebie – na wiele cząstkowych Ego, czego skutkiem jest personifikowanie konfliktowych prądów własnego życia psychicznego w postaciach kilku bohaterów”[7].
Można byłoby mówić zatem o syllepsie topograficznej, która polegałaby na umiejscowieniu w tekście elementów wewnętrznej topografii podmiotu piszącego, często niedosłownie lub niejawnie, za sprawą reprezentacji przestrzennej oraz językowej (wypowiedzi bohaterów, narratora, ewentualnie toponimia świata przedstawionego). Ja autorskie jest nie tylko punktowo uobecnione w tekście, ale również r o z p r z e s t r z e n (n) i a się w nim, staje się spacjalne (czy wręcz rozspacjowane, czyli wewnętrznie porozsuwane) – ma to związek również ze wspomnianym wcześniej uczasowieniem podmiotu, który jako zwielokrotnione, bo anachroniczne Ja rozmieszcza się w tekście. Syllepsa topograficzna jest szczególnym przykładem czy wręcz odrębnym typem myślenia psychotopograficznego, zwłaszcza jeśli „psychotopografię” rozumie się tak, jak proponuje to Victoria Nelson w oryginalnej (a miejscami naprawdę osobliwej) książce Sekretne życie lalek:
Chciałabym określić mianem psychotopografii takie wewnętrzne rejony duszy, których projekcję zauważamy w świecie zewnętrznym. Psychotopograf to artysta, który poświęca się opisaniu tych właśnie wewnętrznych obszarów psychiki w miarę odkrywania ich w wyobrażonym świecie zewnętrznym – często nie uświadamiając sobie przy tym prawdziwej natury podejmowanego wysiłku. Czytelnik rozpoczyna swoje zadanie od końca: interpretując ową sumę szczegółów, otrzymuje obraz przedstawiający nie tylko to, co zewnętrzne, ale również to, co wewnętrzne. W sztuce, która posiada wymiar psychotopograficzny, każdy przedmiot, każda chmura na niebie, każdy mebel, a nawet sama ziemia jest skrawkiem duchowej materii, którą dostrzegamy, ale której wydobycie z postaci głównego bohatera czy narratora (a co za tym idzie, ze świadomości lub nieświadomości samego autora) nastręcza nam trudności. Zawartość duszy ulega koncentrycznemu zarzuceniu, niczym siatka, najpierw na najbliższe okolice – meble, pokoje, domy – potem rozszerza się na krajobraz, a wreszcie na całą kulę ziemską.[8]
Na psychotopografie literackie (ze szczególną rolą syllepsy) składałaby się więc sieć dynamicznych, wzajemnych translacji między topografią wewnętrzną i zewnętrzną – prezentowaną w świecie przedstawionym tekstu. Dodać należy jednak jeszcze jedno założenie, fundamentalne z punktu widzenia psychoanalizy literatury: otóż także sam tekst ma własną topografię, w obu ukazywanych dotychczas znaczeniach. Oznacza to zatem po pierwsze, że (w warstwie narracyjno-fabularnej) zawiera frapujące braki, zniekształcenia i przemieszczenia, po drugie zaś, że możemy czytać go „metodą kartograficzną”, odnajdując w nim wzniesienia (kulminacje, momenty afektywnej koncentracji), strefy wypłaszczeń, przestrzenie pofalowane czy wzburzone, ciasne przesmyki, miejsca skryte i sekretne. „Doświadczam czegoś, i wcale nie żartuję – co można określić jako chorobę morską na stałym lądzie”[9] – te słowa Kafki (cytowane przez Waltera Benjamina) będą może bliskie czytelnikowi, który zacznie w taki sposób myśleć o utworze literackim, rozumiejąc zarazem, że proces lektury polega na wchodzeniu z tekstem w relację opartą na introjekcjach i projekcjach.
Dzięki myśleniu psychotopograficznemu literackie przestrzenie mogą zacząć jawić się jako rezerwuary zaszyfrowanych podmiotowych sensów. Tekst literacki może mieć częściowo charakter pamięci protetycznej, zewnętrznej; rezonuje on tym samym z wewnętrznym krajobrazem Ja – z tym, co dobrze oświetlone i każdorazowo dostępne, oraz z tym, co pogrzebane w jego kryptach. To właśnie (auto)fikcja posiada bowiem niezwykłą moc spektralnej oscylacji pomiędzy topografiami psychicznymi i miejscowymi, rzeczywistymi i fantazmatycznymi. Jeśli metaforycznie zastosować terminologię Edwarda Sojy, można by mówić o literaturze jako „trzecioprzestrzeni” (thirdspace)[10], umożliwiającej spekulatywną syntezę topografii, w której po raz pierwszy, jakkolwiek w niespodziewanej formie, mogłyby się ujawniać dotychczas niewysłowione, skryte na odległych kontynentach naszego wnętrza artefakty złożone ze wspomnień, pragnień i fantazji.
[1] Aldous Huxley, Niebo i piekło, w: tegoż, Drzwi percepcji. Niebo i piekło, przeł. M. Mikita, Warszawa 2012, s. 67-68. Zob. S. Pile, Myth Placed. The Traumas and Dramas of Childhood, w: tegoż, The Body and the City. Psychoanalysis, Space and Subjectivity, London and New York 1996, s. 96-97.
[2] Por. następującą uwagę Freuda z tekstu o Człowieku od Wilków: „W ten sposób, spoglądając na życie psychiczne naszego pacjenta, mamy wrażenie, jakie robi na nas religia starożytnego Egiptu: że fazy początkowe zostały tu zachowane równocześnie z wytworami końcowymi, że najstarsi bogowie i związane z nimi znaczenia trwają równolegle z najmłodszymi, prezentując na powierzchni to, co w przypadku innych procesów rozwojowych staje się formacją głębinową” (Z. Freud, Z historii nerwicy dziecięcej, w: tegoż, Dwie nerwice dziecięce, przeł. R. Reszke, Warszawa 2007, s. 192), z tą jednak różnicą, że topograficzna koegzystencja, o której piszę, nie jest w pełni równoległa i współmierna.
[3] To określenie Adama Lipszyca – zob. A. Lipszyc, Powieść spekulatywna, w: tegoż, Freud: logika doświadczenia. Spekulacje marańskie, Warszawa 2019, s. 190.
[4] M. Klein, Świat dorosłych i jego wczesnodziecięce korzenie, przeł. H. Grzegołowska-Klarkowska, w: tejże, Zawiść i wdzięczność oraz inne prace z lat 1946-1963, Gdańsk 2007, s. 260-261.
[5] Świetnej, nowatorskiej problematyzacji zjawiska umiejscowienia nieumarłego obcego w wewnętrznej topografii podmiotu (w procesie inkorporacji) dokonują węgiersko-francuscy psychoanalitycy Maria Török i Nicolas Abraham w książkach The Wolf Man’s Magic Word: A Cryptonymy, przeł. N. Rand, Minneapolis 1986 oraz The Shell and the Kernel. Renewals of Psychoanalysis, przeł. N. Rand, vol. 1, Chicago 1994. Ich koncepcje domagają się obszernego, szerokiego omówienia.
[6] R. Nycz, Język modernizmu: prolegomena historycznoliterackie, Toruń 2013, s. 113-121. Cytowany fragment pochodzi ze strony 114.
[7] Z. Freud, Pisarz a fantazjowanie, przeł. M. Leśniewska, w: Teoria badań literackich za granicą. Antologia, t. 2: Od przełomu antypozytywistycznego do roku 1945, red. S. Skwarczyńska, Kraków 1974, s. 515).
[8] V. Nelson, Sekretne życie lalek, przeł. A. Kowalcze-Pawlik, Kraków 2009, s. 126. Jako przykłady utworów nacechowanych psychotopograficznie badaczka przywołuje m.in. Ostatnią ucieczkę ojca i Jesień Brunona Schulza. Ostatnie słowa cytowanego fragmentu mogą z kolei przywodzić na myśl wiersz Świat Marcina Świetlickiego: „Na początku jest moja głowa w moich rękach./Następnie z tego miejsca rozchodzą się koła./Koło stół kwadratowy. Koło pokój. Koło/kamienica. Koło ulica. Koło miasto. Koło/kraj. I kontynent opasany kołem./Koło półkula. Koło. Koło wszystko./Na samym końcu jest maleńka kropla” – M. Świetlicki, Świat, w: tegoż, Schizma, Poznań 1994, s. 71.
[9]W. Benjamin, Franz Kafka. Z okazji dziesiątej rocznicy jego śmierci, przeł. A. Lipszyc, w: tegoż, Konstelacje. Wybór tekstów, przeł. A. Lipszyc, A. Wołkowicz, Kraków 2012, s. 247. Kafka należy zresztą do autorów, których utwory (ale i dokumenty osobiste) z sukcesem można odczytywać za pomocą kategorii psychotopograficznych. Zob. np. analizę Jamy autorstwa Adama Lipszyca: A. Lipszyc, Listy z jamy, „Literatura na Świecie” 2015, nr 3-4, s. 400-401.
[10] Zob. E. W. Soja, Thirdspace. Journeys to Los Angeles and Other Real-and-Imagined Places, Cambridge (Massachusetts) 1996.