Ośrodek Myśli Psychoanalitycznej
Instytut Filozofii i Socjologii PAN
czasoPismo

Śmierć Olimpii. Kilka uwag o Niesamowitym Sigmunda Freuda

Piotr Paziński
31 grudnia 2021

Abstrakt: Artykuł podejmuje próbę interpretacji opowiadania Piaskun E.T.A. Hoffmanna w świetle teorii niesamowitego Sigmunda Freuda i jego własnego odczytania tego utworu. Przedmiotem rozważań jest zwłaszcza postać lalki Olimpii – sztucznej kobiety, która w zakochanym w niej studencie Natanielu wywołuje wpierw zauroczenie i grozę, a następnie powrót wypartych traumatycznych wspomnień z dzieciństwa, doprowadzając go do obłędu i śmierci. Przypadek Nataniela pokazuje, jak w psychologicznych rozważaniach Freuda – być może wbrew niemu samemu – nieoczekiwanie odsłania się religijno-metafizyczny wymiar niesamowitego.

 

„Psychoanalityk – powiada Freud w pierwszym zdaniu eseju o niesamowitym – jedynie z rzadka ma bodziec do podjęcia studiów estetycznych, ale nawet jeśli czuje taki impuls, to nie w sytuacji, gdy ujmuje się estetykę wąsko, jako naukę o pięknie, traktuje on bowiem estetykę jako naukę o cechach naszego czucia”[1]. A to dlatego, że bodźce estetyczne, uwikłane w całą konstelację czynników należących do różnych warstw życia psychicznego, wprawdzie oddziałują na aparat psychiczny człowieka, ale trudno im zazwyczaj przypisać bezpośredni wpływ na zahamowania czy inne defekty życia psychicznego, to zaś pozostawia lekarzowi niewielkie pole do popisu. Zdarza się jednak, że psychoanalityk studia estetyczne podejmuje, z uwagi na szczególny rodzaj impulsu, który oddziałuje na nasze czucie, a w konsekwencji – na życie psychiczne, a przy tym wydaje się ściśle powiązany z innymi jego mechanizmami. Taką dziedziną jest das Unheimliche, niesamowite, a więc to, co – podług słów Freuda, który sięga tu po język estetyki romantycznej – jest „przeraźliwe, wywołuje lęk i grozę”. Idzie o lęk specyficznej natury: uczucie wywołane zjawiskiem czy wspomnieniem, które zrazu wydaje się człowiekowi nowe i nieznane, by wkrótce okazać się czymś od dawna zadomowionym w psychice, „samowitym”, które uległo zanegowaniu, wyparciu, a teraz powraca. Jak zobaczymy, szczególne okoliczności takiego powrotu pozwalają sądzić, że niesamowite dotyka najgłębszych pokładów psychiki podmiotu. Nie tylko uruchamia lęki, ale wprost żywi się jego niepewnością co do własnego istnienia, ma charakter tyleż estetyczny, co metafizyczny (przez co rozumieć należy tyleż naukę o bycie, co naukę o cechach naszego czucia). Wypada przeto żałować, że psychoanalityk jedynie z rzadka ma bodziec do podjęcia studiów metafizycznych, a nawet wtenczas korzysta z niego niechętnie, chociaż materiał wyjściowy (tu nowela E.T.A. Hoffmanna Piaskun) sam się o takie studia prosi.

 

Niesamowite

 

Przypomnijmy wpierw zarys fabuły Piaskuna. Bohatera opowiadania, młodego studenta Nataniela, pewnego dnia odwiedza wędrowny optyk Giuseppe Coppola, oferując swoje towary. Imię handlarza i jego aparycja wywołują we wrażliwym, znerwicowanym młodzieńcu silny lęk. Nataniel, ze swoją predylekcją do autoanalizy, od razu wiąże je z traumatycznym wspomnieniem z dzieciństwa. Jego ojca odwiedzał wieczorami tajemniczy przybysz. Każdą wizytę otaczała tajemnica i nerwowość domowników, dzieciom wmawiano, że nadchodzi piaskun, niegodziwiec, który, „gdy dzieci spać iść nie chcą, rzuca im garściami piasek w oczy, aż im z orbit wychodzą” [2], pakuje je potem do worka i zanosi na księżyc do zjedzenia własnemu potomstwu. Gdy Nataniel miał dziesięć lat i przestawał wierzyć w piaskuna (którego wizytę znów zapowiedziano), zakradł się do pracowni ojca. Jakież było jego zdumienie, gdy odkrył, że tajemniczym przybyszem (a więc mitycznym piaskunem) jest znany mu dobrze przyjaciel rodziny, adwokat Coppelius, człowiek zasadniczo nie budzący sympatii ani zaufania. Tej nocy Nataniel został mimowolnym świadkiem eksperymentów alchemicznych. Coppelius wraz z ojcem (występującym w roli posłusznego asystenta) podjął próbę, zapewne nie pierwszą, stworzenia homunkulusa. Wyciągnięty zza kotary, Nataniel dostał się w łapy Coppeliusa. Ten wpierw zagroził, że wyłupi chłopcu oczy, niezbędne do ożywienia jednej z odlanych z metalu sztucznych twarzy, a potem, ubłagany przez ojca, potraktował Nataniela jak manekina, próbując odkręcić mu ręce i nogi. Przy kolejnej wizycie piaskuna ojciec zginął od wybuchu retorty. Adwokat Coppelius zniknął z życia rodziny – aż objawił się po latach (co najmniej w świadomości Nataniela) jako optyk Coppola.

Ale zanim Nataniel upewnił się co do tożsamości Coppoli i wywołał z pamięci fatalny obraz ojcowskiej pracowni i ludzkich twarzy z pustymi oczodołami, zaszły dodatkowe wypadki. Oto w mieście zjawia się sławny przyrodnik Spalanzani, nie dość, że świetny wykładowca, to jeszcze ojciec atrakcyjnej Olimpii. Młodzieniec prędko zakochuje się w dziewczynie, ona jednak wystawia jego uczucie na ciężką próbę. Prawdę mówiąc, w ogóle nie zwraca na niego uwagi. Obserwowana przez lornetkę (dziwnym trafem Nataniel zamieszkał naprzeciwko Spalanzaniego, a potrzebny do podglądania Olimpii przyrząd optyczny zakupił u Coppoli) jest drętwa i nieobecna: „Zdawała się mnie nie widzieć. W ogólności spojrzenie jej miało w sobie coś nieruchomego, byłbym skłonny przypuścić, że nic nie dostrzega. Wyglądało, jakby spała z otwartymi oczyma”[3]. Kolejne spotkania wnoszą niewiele: godzinami siedziała w takiej postawie, w jakiej ją ujrzał po raz pierwszy, nieodmiennie przy tym samym stoliku, bez żadnego zajęcia, najwyraźniej jednak nie spuszczając go z oka. […] Tylko oczy wydawały się dziwnie nieruchome i martwe[4]. Gdy przyjaciel Nataniela wyraża zdziwienie, że ów zakochał się w „drewnianej lalce z woskową twarzą”[5], sam zainteresowany nadal bierze wosk twarzy i drewniane ruchy za metaforę, zachowując się tak, jakby idea sztucznego człowieka była dla niego niewyobrażalna. Niedługo potem na zorganizowanym przez sprytnego Spalanzaniego balu uniwersyteckim Nataniel tańczy cały wieczór z łaskawą mu Olimpią, następnie spędza z nią każdą wolną chwilę, wykładając, obojętnej, swoje teorie filozoficzne. Jego westchnieniom towarzyszą dyskretne żarciki i szyderstwa. Dorosły mężczyzna zadurzył się w nakręcanym mechanizmie! Zakochany Nataniel nic sobie z tego nie robi – aż do feralnej awantury między twórcami lalki, Spalanzanim i Coppolą, gdy wychodzi na jaw, że Olimpia faktycznie jest automatem. Ujrzawszy definitywnie już martwą Olimpię, z ziejącymi czernią wgłębieniami w miejsce usuniętych przez Coppeliusa gałek ocznych, które, jak zaświadcza narrator, rzucone na posadzkę patrzyły na niego całkiem bystro, Nataniel osuwa się w bełkot szaleństwa. Nic dziwnego, że później, znów napotkawszy Coppeliusa, targnie się na własne życie.

Na twórczość Hoffmanna jako dobre pole dla badań nad problemem niesamowitego pierwszy zwrócił uwagę niemiecki psychiatra Ernst Jentsch w studium ogłoszonym w 1906 roku. Wychodząc od analizy terminu unheimlich (dekadę później tak samo postąpi Freud), jako zaprzeczenia tego, co zadomowione, więc znane, doszedł do wniosku, że warunku zaistnienia niekomfortowego uczucia niesamowitego szukać należy w niepewności, która sprawia, że człowiek, skonfrontowany z niezrozumiałym zjawiskiem, przestaje czuć się „jak w domu”: „Spośród wszystkich psychicznych niepewności, które mogą się stać przyczyną powstania uczucia niesamowitości, szczególnie jedna jest zdolna wywoływać dość regularny, silny i bardzo powszechnie znany efekt. Jest nią wątpliwość co do tego, czy żywa – jak się zdaje – istota jest rzeczywiście ożywiona, i odwrotnie: czy martwy przedmiot nie jest przypadkiem ożywiony”[6]. Podług Jentscha uczucie niesamowitości powinno zniknąć, kiedy sytuacja się wyjaśni, a więc gdy człowiek uzyska pewność względem statusu obserwowanego przedmiotu. Wówczas uczucie niesamowitości ustąpi innemu: strachowi (gdy osobliwy pień w lesie okaże się groźnym wężem), trwodze (gdy pierwszy raz widziana lokomotywa buchnie parą i ruszy po torach) albo uldze czy rozpaczy (gdy żywy człowiek okaże się trupem). Najbardziej męczący jest stan pośredni, gdy żywe i martwe grają z obserwatorem w ciuciubabkę i perfidnie zamieniają się miejscami. Obserwatorowi nie trzeba wiele, „efekt powstaje nawet wówczas, gdy wątpliwość taka zaledwie niewyraźnie zaznacza się w świadomości”, a co dopiero, gdy stanowi istotę oglądanego przedmiotu.

Jako przykład wyjątkowo nieprzyjemnego zjawiska dającego efekt niesamowitości Jentsch wskazuje panoptykon, gdzie widz napotyka wykonane z wosku naturalnej wielkości figury ludzi, którzy okazują się nieżywi, mimo że do złudzenia przypominają żywych[7]. Ale też, to już w ścisłym związku z pisarstwem Hoffmanna (choć tytuł opowiadania nie pada, jasne jest, że idzie o Piaskuna) – automat udający człowieka. „Lalka, która sama otwiera i zamyka oczy, czy też mała automatyczna zabawka nie będą powodować tego rodzaju odczucia, podczas gdy na przykład naturalnej wielkości automaty wykonujące skomplikowane czynności, grające na trąbce, tańczące i tak dalej wywołują uczucie dyskomfortu. Im subtelniejszy mechanizm i im wierniej odwzorowana postać, tym silniej występuje ten szczególny efekt”[8]. Niesamowitość ma więc, podług Jentscha, przyczynę epistemologiczną, wynika z błędu poznawczego, który można skorygować, ale co ważniejsze dla naszych dalszych rozważań – zachodzi tu i teraz, nie wiąże się z wcześniejszą fazą życia, z pamięcią czy nieświadomością (a więc czynnikami w interpretacji Freuda zasadniczymi), wykorzystuje efekt zaskoczenia, „chwyt” narracyjny w rodzaju tego, którym po mistrzowsku posłużył się autor noweli o Olimpii, po czym znika nie w żmudnym procesie terapii, ale wskutek rozpoznania chwytu czy zdemaskowania oszustwa. Z drugiej strony, ilość zjawisk uznawanych przez różnych ludzi za niesamowite jest tak wielka (Jentsch bynajmniej nie ogranicza ich do cyrkowego kuglarstwa czy kostnicy, opisując choćby reakcje laików na ludzi dotkniętych ciężką chorobą umysłową), a odsetek tych, którzy niesamowitości nigdy nie odczuwali, tak znikomy, że można powiedzieć, że unheimlich stanowi stałą dyspozycję psychiczną każdego człowieka, dotykając najgłębszych struktur jego egzystencji.

Freud lojalnie przyznaje Jentschowi palmę pierwszeństwa w badaniach nad niesamowitym (włącznie z opinią, że Hoffmann zręcznie i z pożytkiem dla czytelników posługiwał się efektem niesamowitości) – żeby natychmiast wejść z nim w polemikę. „Muszę tu jednak stwierdzić – i mam nadzieję, że większość czytelników zgodzi się ze mną – iż motyw lalki Olimpii sprawiającej wrażenie istoty ożywionej nie jest bynajmniej jedynym motywem, jaki należy czynić odpowiedzialnym za niezrównanie niesamowite oddziaływanie tego opowiadania, ba, nie jest to nawet ten motyw, któremu przede wszystkim należałoby przypisać to oddziaływanie”[9]. To powiedziawszy, Freud natychmiast wykłada karty na stół: najważniejszy dla Piaskuna, będący źródłem niesamowitego, jest powracający motyw ślepoty i wydłubywania oczu. W tymże duchu streszcza nowelę Hoffmanna, eksponując wybrany motyw, a streściwszy stwierdza raz jeszcze: „krótkie streszczenie nie dopuszcza wątpliwości co do tego, że uczucie niesamowitego wiąże się bezpośrednio z postacią piaskuna, a więc z wyobrażeniem, że może on ukraść oczy”[10]. Niepewność co do statusu ontologicznego Olimpii nie ma, zdaniem Freuda, większego znaczenia: w toku opowiadania dowiadujemy się, że Olimpia jest lalką, a mimo to uczucie unheimlich nie znika. Niepewność, oto konkluzja, nie jest przyczyną obłędu Nataniela. Jest nią za to paniczny lęk przed uszkodzeniem lub utratą oczu. Lęk, który Freud bez chwili wahania przekłada na lęk przed kastracją, stwierdzając, że ten pierwszy „wystarczająco często występuje jako zastępstwo” tego drugiego.

Stwierdziwszy to, Freud wdaje się w pomysłową analizę przewijającego się w noweli motywu ojcostwa, rysując dwie pary przeciwieństw, pomiędzy którymi musi poruszać się Nataniel: strona dobra to ojciec właściwy oraz jego późniejszy ekwiwalent, profesor Spalanzani. Strona zła, kastrująca, a więc odpowiedzialna za niesamowite, to para (a właściwie jeden człowiek w dwóch wcieleniach) Coppelius-Coppola. Zarazem przecież Coppelius i ojciec oraz Coppola i Spalanzani to jedna i ta sama, rozczepiona w umyśle Nataniela osoba. Z takiego układu sił wynika, że także Nataniel i Olimpia mają ze sobą wspólnego coś więcej niż tylko ojców. Do tego wątku przyjdzie nam jeszcze wrócić.

 

Ideał

 

Freud ma bez wątpienia słuszność wskazując, że motyw utraty wzroku przewija się przez całe opowiadanie Hoffmanna. Wszyscy są tu jak niewidomi: Klara, narzeczona Nataniela, nie dostrzega jego obłędu; Nataniel nie widzi, że Olimpia jest homunkulusem; wreszcie sama Olimpia, piękność o dziwnie nieruchomych oczach, wpierw jakby niewidząca, potem już na dobre oślepiona przez Coppolę, który uczynił jej to, czego wcześniej jako Coppelius nie zdołał zrobić małemu Natanielowi. Mimo to zdumienie budzi upór, z jakim Freud forsuje własną interpretację – zważywszy na nowelę Hoffmanna i postawiony w niej problem stwarzania i unicestwiania sztucznego życia (dostrzega w nim ledwie satyrę społeczną, kpinę z miłości Nataniela i ideału ukochanej kobiety), jak i rozrzucone w rozprawie o niesamowitym uwagi umożliwiające także inne odczytania Piaskuna. Odczytania zgodne z zainteresowaniami badawczymi Freuda i mieszczące się w jego doktrynie, ale otwierające drzwi do spekulacji o charakterze metafizycznym. A tych Freud najwyraźniej pragnąłby uniknąć.

O jakie odczytania chodzi? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie za pośrednictwem trzech innych rozpraw Freuda, komplementarnych wobec Niesamowitego (1919). Idzie o napisane kilka lat wcześniej teksty teoretyczne W kwestii wprowadzenia narcyzmu (1914), Popędy i ich losy (1915) i Wyparcie (1915). Z trzecim łączy Niesamowite motyw wyparcia. Przypomnijmy Freudowską definicję unheimlich: „niesamowite jest rodzajem tego, co budzi trwogę, co zaś sprowadza się do tego, co od dawna znane, znajome”[11]. I dalej, w rozwiniętej postaci: „jeśli teoria psychoanalityczna naprawdę ma rację, twierdząc, że każdy afekt jakiejś pobudki uczuciowej […] przemienia się w lęk za sprawą wyparcia, to wśród przypadków lękliwości musi istnieć jakaś grupa, w której da się wykazać, że owo budzące lęk jest powracającym wypartym. Ten rodzaj tego, co budzi lęk, byłby właśnie tym, co niesamowite”[12]. Z drugim z wymienionych esejów łączy Niesamowite analiza rozwoju podmiotu i rozszczepienia ja. Z pierwszym – motyw kastracji, jak wiadomo u Freuda ściśle powiązany z dziecięcym narcyzmem, ale też kilka niezwykle interesujących w kontekście relacji Nataniela z Olimpią uwag o tworzeniu i stwarzaniu. Zostawiwszy kompleks kastracyjny, pozostańmy w polu napięć wyznaczonym czterema esejami.

Do czego psychice służy mechanizm wyparcia? Jego istota polega na „powstrzymywaniu od świadomości bądź odrzucaniu” takich popędów (a właściwie ich psychicznych reprezentacji), których zaspokojenie jest z jakiegoś powodu niemożliwe, albo takich treści nieświadomości, które uświadomione wywołają lęk albo ból. Wyparcie jest więc tyleż cenzorem, działającym na zasadzie analogicznej do autocenzury marzeń sennych, co filtrem chroniącym psychikę przed nią samą. Mówiąc jeszcze prościej, idzie o zapobieżenie „powstaniu doznań braku rozkoszy albo lęku”[13]. Co wypierał Nataniel? Podług Freuda – traumatyczne, będące źródłem lęku przeżycia z dzieciństwa, czyli możliwość utraty oczu (kastracji), ściśle związaną z osobą adwokata Coppeliusa. To dlatego jego stany lękowe nasiliły się, gdy do miasta zawitał optyk Coppola, człowiek niepokojąco do Coppeliusa podobny. Nataniel jest tego świadom, pisząc w liście do swego przyjaciela Lotara: „Zgadujesz, że tylko pewne okoliczności, ściśle związane z moim życiem, mogą nadać niejakie znaczenie temu tak powszedniemu wypadkowi; że osoba owego przeklętego kramarza musi wywierać zgubny wpływ na mnie”[14]. Czy już wtedy Nataniel miał jasność, co mu się niegdyś przydarzyło? Należy ostrożnie przyjąć, że zaświtało mu to w głowie, a kolejna wizyta Coppoli, gdy ten najbezczelniej oświadczył mu, że ma na sprzedaż piękne oczy, na pewno podsyciła niepokój i wrażenie niesamowitości, a następnie uruchomiła koszmarne wspomnienia z dzieciństwa, włącznie ze wspomnieniem kluczowej sceny z pracowni alchemicznej[15]. Jednak wkrótce Nataniela zaabsorbowały inne sprawy. Pojawił się profesor Spalanzani, a razem z nim jego piękna, milcząca córka Olimpia, idealna ukochana.

No właśnie, idealna. Nawet uważny czytelnik Piaskuna nigdy nie dowie się, ile Olimpia zawdzięczała swoim twórcom, a ile fantazjom Nataniela. Kiedy go poznajemy, Nataniel, młodzieniec przewrażliwiony i chwiejny (co nie może dziwić, zważywszy na jego przeżycia z dzieciństwa), dziecię romantycznych wyobrażeń o niebiańskiej harmonii przeznaczonych sobie dusz, związany jest z inteligentną, acz prostolinijną Klarą, którą zamęcza własnymi teoriami metafizycznymi, wywiedzionymi z przeczucia, że rzeczywistość, jaką postrzegamy, jest tylko sennym pozorem. Narzeczona jest ukochanemu tak bardzo oddana, że nie tylko cierpliwie wysłuchuje jego tyrad, ale wytrzymuje kryzys psychiczny wywołany spotkaniem z optykiem Coppolą, gotowa całe zdarzenie interpretować, całkiem słusznie skądinąd, jako opętanie przez ciemną potęgę, która zawładnęła umysłem Nataniela i władać nim będzie dopóty, dopóki on sam będzie jej ulegać. W owym czasie myśli Nataniela grawitują już w stronę Olimpii. Młodzieniec zacznie jej przypisywać przymioty zarezerwowane dotąd dla Klary, która znowuż będzie w nim budzić coraz większy wstręt. Pewnego razu, odczytawszy Klarze swój poemat miłosny, a właściwie opowieść o Coppeliusie, który usiłuje rozdzielić kochających się narzeczonych, rozczarowany, że Klara nie przyjęła go dobrze, Nataniel, nieświadomy, że jego wyzwiska o wiele bardziej pasują do Olimpii, nazwie ją ni stąd, ni zowąd „przeklętym automatem bez życia”[16], po raz pierwszy naprawdę myląc rzeczywistość z fantazją.

Narrator czujnie odnotowuje początek tego procesu, który ma oczywiście wiele wspólnego z największym sekretem Olimpii. Ale póki co zostawmy sekret. Nietrudno zauważyć, że Olimpia, żywa czy sztuczna, jest tylko zwierciadłem dla psychiki młodzieńca. „I drżał z rozkoszy na samą myśl o tej cudownej harmonii, do której coraz doskonalej nastrajały się ich dusze, gdyż wydawało mu się, że Olimpia rozmawiała z nim o jego utworach, o jego talencie poetyckim, i na ogół tak przedziwnie się zgadzali, że nieraz wydawało się, jakby głos Olimpii wychodził z własnych piersi Nataniela”[17]. W gruncie rzeczy Olimpia – jak wiele innych lalek ożywianych siłą wyobraźni – stanowi sumę fantazmatów, projektowanych przez podmiot ku własnemu zaspokojeniu. Motyw ideału kieruje nas z powrotem ku problemowi narcyzmu, który Freud wprowadził do eseju o niesamowitym niejako tylnymi drzwiami. Narcyzm znowuż na powrót uruchamia mechanizm wyparcia, tyle że nie o podłożu lękowym, ale dla zapobieżenia brakowi rozkoszy.

Zacznijmy od narcyzmu. Jego dosyć klarowny opis daje Freud w tekście Popędy i ich losy: „Ja znajduje się pierwotnie – na początku wszelkiego życia psychicznego – obsadzone popędami i jest częściowo zdolne zaspokajać swe popędy na samym sobie. Stan ów określamy mianem ‘narcyzmu’, a występującą tu możliwość zaspokojenia nazywamy możliwością autoerotyczną. Świat zewnętrzny nie jest wówczas obsadzony zainteresowaniem (ogólnie mówiąc) i jest obojętny, jeśli chodzi o zaspokojenie”[18]. W miarę rozwoju podmiot wychodzi z siebie, zaczyna dostrzegać świat zewnętrzny i wobec niego organizuje swoje popędy, przesuwa własne libido na obiekty nie będące nim samym, oddając w ten sposób swoją energię seksualną na zewnątrz – i oczekując odpowiedzi. Ów skomplikowany proces wydzielania się zewnętrznego z wewnętrznego nieuchronnie wiąże się z doświadczeniem obojętności: obojętny świat zewnętrzny skojarzony zostaje z brakiem rozkoszy, brak znowuż staje się pobudką dla nienawiści, która pierwotnie oznacza „relację skierowaną przeciwko obcemu, doprowadzającemu bodźce światu zewnętrznemu”[19]. Z grubsza w tym samym czasie zakochany w sobie podmiot tworzy drugą ochronę w postaci ideału, tyleż zewnętrznego, co wewnętrznego: „Człowiek nie chce dopuścić do sytuacji, w której zabrakłoby mu owej narcystycznej doskonałości okresu dzieciństwa, jeśli zaś nie może jej zachować […] próbuje odzyskać je na powrót w nowej formie ideału ja[20]. Ideał ja jest i nie jest nim samym, zdaje się rozpęknięte na część „wewnętrzną”, czyli ja stanowiące podstawę podmiotowości, oraz „zewnętrzną”, która jest częścią świata. Dlatego to, co ja „projektuje przed siebie jako swój ideał, stanowi odszkodowanie za utracony narcyzm okresu dzieciństwa, czasu, gdy człowiek sam dla siebie był własnym ideałem”[21].

Jak widać, idealizacja obojętnego obiektu jest rodzajem wyparcia, w każdym razie tak sprawy mają się u Nataniela, odkąd w miejsce Klary (przypuszczalnie wskutek knowań Coppoli, który podsunął mu lornetkę, ułatwiając obserwowanie andreidy) podstawił Olimpię. Córka Spalanzaniego, nowy obiekt zainteresowania erotycznego Nataniela, jest tyleż atrakcyjna, co obojętna. Mechanizm zaprzeczenia, chroniący młodzieńca przed miłosnym rozczarowaniem (brakiem rozkoszy), każe mu projektować na nią nie tylko najlepsze przymioty, by w końcu stała się ideałem, ale także jej zainteresowanie jego osobą. Dlatego z każdym spotkaniem Olimpia zyskuje coraz więcej życia i zdaje się zwracać uwagę na Nataniela, a przynajmniej reagować na jego płomienne zachwyty: „Teraz mógł dopiero przyjrzeć się jej cudownie pięknej twarzy. Tylko oczy wydawały się dziwnie nieruchome i martwe. Jednak w miarę jak się jej przypatrywał, wyraźnie budziły się w nich wilgotne jakieś blaski, jakby promienie wstającego księżyca. Powiedziałbyś, że zdolność widzenia rodziła się dopiero w tej postaci. Stopniowo oczy jej ożywiały się coraz mocniej”[22]. Gdy Nataniel całkiem zadurzy się w córce Spalanzaniego, ożyją nie tylko jej oczy, ale ona sama.

Ożywienie oczu siłą autosugestii ma w sobie coś z demiurgii. I faktycznie, Nataniel, choć może czyni to nieświadomie, traktuje „sztywną i jakby pozbawioną duszy” Olimpię (a tak właśnie postrzegają córkę Spalanzaniego jego znajomi) niczym demiurg – stwarza ją mocą swoich myśli, doznając przy tym rozkoszy. „Dusza jej podobna rozkwita tylko dla umysłów wybranych. Toteż z całego tłumu mnie tylko jednemu rozbłysnął wzrok jej, w którym kryją się tajemnicze głębie. Mnie tylko jednemu znany jest cały urok uczucia, do jakiego zdolne jej serce”[23]. Im więcej stwarza, tym obficiej karmi własny narcyzm. Skąd to powiązanie? W rozprawie o narcyzmie Freud, kontynuując swoje rozważania z III rozdziału Totemu i tabu, wspomina, że jednym z charakterystycznych elementów tegoż, obserwowanym u „dzieci i ludów pierwotnych” jest mania wielkości: „przecenianie potęgi życzeń i aktów psychicznych, ‘wszechmoc myśli’, wiara w magiczną władzę słowa”[24], która powinna ulec stłumieniu w wieku dojrzałym, o ile osobnik wyjdzie ze stadium dziecięcego narcyzmu. Jeżeli nie wyjdzie, mania przybierze postać patologiczną – tak właśnie dzieje się u Nataniela, całkowicie ślepego na niedostatki Olimpii, oczywiste dla wszystkich, którzy choć raz widzieli nakręcaną lalkę Spalanzaniego i Coppeliusa.

Myśl o związkach narcyzmu z poczuciem wszechmocy musiała wydać się Freudowi na tyle atrakcyjna, że wrócił do niej w rozprawie o niesamowitym, tworząc kolejne, obok lęku kastracyjnego, połączenie między dwoma esejami. Oto podawszy kilka przykładów, i tylko pozornie oddaliwszy się od Piaskuna i Nataniela, Freud stwierdza autorytatywnie: „Już nie możemy nie dostrzegać, na jakim gruncie się znaleźliśmy. Analiza przypadku niesamowitego spowodowała, że wróciliśmy do starego ujęcia świata charakterystycznego dla animizmu, charakteryzującego się przekonaniem, że świat zapełniają duchy ludzi, narcystycznym przecenianiem własnych procesów psychicznych, wszechmocą myśli”[25]. Wydaje się, powiada dalej Freud, że faza animistyczna była kiedyś udziałem nas wszystkich, i to w dwojakim sensie. Jako ludzkość byliśmy niegdyś wyznawcami animizmu, jako pojedyncze podmioty zaś przechodziliśmy fazę pierwotnego narcyzmu. Przekonania te wytraciły się wraz z dojrzewaniem – odpowiednio ludzkości i każdego człowieka z osobna. Wytraciły, ale nie do końca. Tym, co pozostało, śladem niegdysiejszej „samowitości”, gdy nie byliśmy poróżnieni z samymi sobą (a może i z kosmosem), jest niesamowite – resztka „animistycznej aktywności psychicznej”, która niekiedy się uzewnętrznia. Symptomatyczne, że właśnie w tym miejscu („Oto właściwe miejsce do wygłoszenia dwóch uwag, w których pragnąłbym zawrzeć to, co tak naprawdę stanowi treść tego skromnego studium…”) daje Freud definicję pojęcia das Unheimliche: niesamowite jest powracającym wypartym, które budzi lęk. A symptomatyczne dlatego, że sposób nie zauważyć, że w takim ujęciu unheimlich jest resztką pierwotnego światopoglądu religijnego, utożsamianego z dziecięcą fazą rozwoju ludzkości. Ale czy tylko z dziecięcą? Sformułowanie Reste und Spuren (resztki i ślady), oraz następujące zaraz potem rozważania na temat śmierci zdają się temu przeczyć. Tak oto w psychologicznych rozważaniach Freuda – być może wbrew niemu samemu – nieoczekiwanie odsłania się religijno-metafizyczny wymiar niesamowitego. On właśnie jest źródłem jeszcze jednego lęku Nataniela.

 

Dziecko i lalka

 

Wróćmy tymczasem do obserwacji Ernsta Jentscha, że przyczyną uczucia niesamowitości jest niepewność, czy dana istota żyje czy nie: „Osobliwy efekt niesamowitości staje się jeszcze bardziej wyraźny, gdy imitacje ludzkiej postaci nie tylko stają się przedmiotem percepcji, lecz dodatkowo wydają się wyposażone w określone funkcje cielesne lub mentalne. Dzieje się tak w przypadku bardzo nieprzyjemnego dla wielu ludzi wrażenia, jakie wywołują automaty”[26]. Czy to wrażenie nie udziela się Natanielowi? Zauważmy, że nawet najbardziej wyrafinowane projekcje młodzieńca nie są w stanie całkiem wyrugować dyskomfortu, którego źródłem jest przeczucie, że sztywna Olimpia jest przypuszczalnie pozbawiona duszy. Prawda, aż do kłótni twórców lalki Nataniel zachowuje się tak, jakby wierzył, że ma do czynienia z żywą kobietą. Szkopuł w tym, że świat zewnętrzny zdaje się mu przeczyć. Czego by Nataniel z Olimpią nie wyczyniał i jak by nie wychwalał jej wdzięków, nie sławił „tajemniczego świata uniesień ducha, czarownych przeczuć i zespolenia wszystkich władz umysłowych w miłości, która jak w zwierciadło w wieczność spogląda”[27], w milczącej, a później odpowiadającej półsłówkami dziewczynie wciąż tkwi jakiś irytujący naddatek (albo brak), który czyni z niej przedmiot o wiele bardziej niepokojący, niż chciałaby egzaltowana wizja o boskiej wybrance. Niepokój najsilniej dochodzi do głosu podczas balu. Kiedy Nataniel po raz pierwszy dotyka w tańcu cielesnej powłoki Olimpii, ta okazuje się lodowato trupia. Wprawdzie podniecony Nataniel prędko o tym zapomina, wyobraża sobie nawet, że swoim żarem ogrzewa partnerkę, że i ona staje się gorąca, ale ziarno niepewności zostaje zasiane. Przy pożegnaniu Nataniel doznaje uczucia niesamowitości: „Ucałował rękę Olimpii, pochylił się, jego płonące usta dotknęły warg jak lód zimnych. Podobnie jak wprzódy, przy pierwszym ręki dotknięciu, przeszył go i teraz dreszcz śmiertelny, mimowolnie przypomniała mu się legenda o martwej oblubienicy; ale Olimpia namiętnie przycisnęła go do piersi, a usta jej zdawały się rozgrzewać w pocałunku”[28].

A jednak Nataniel zaklina rzeczywistość. W rozmowie z Zygmuntem, przyjacielem, który odważył się zasugerować, że Olimpia jest wyłącznie atrapą żywej istoty, zachowuje się jak małe dziecko broniące swojej prawdy. Jeżeli nawiedzają go niepokoje, że z Olimpią jest coś nie tak, prędko to wypiera i racjonalizuje sobie milczenie dziewczyny: „Słowa? Cóż mi słowa! Jedno spojrzenie jej czarownej źrenicy sto razy więcej mówi niż najwymowniejsze wyrazy”[29]. Moment rozpoznania nadejdzie dopiero wraz z katastrofą, jaką będzie kłótnia Coppoli ze Spalanzanim. Olimpia okaże się „pozbawioną życia lalką”[30]. Jej mechanizm jest dziełem Spalanzaniego, oczy (jak, skąd?) obstalował Coppola. Jak pamiętamy, na widok wydłubanych oczu Olimpii – oczu, które w przeciwieństwie do martwego korpusu zdradzają ślad życia – Nataniel popadł w obłęd. Ale czemu właściwie? Wypada zgodzić się z Freudem, że widok zakrwawionych oczu wywołał w Natanielu koszmarny obraz sprzed lat, gdy jako chłopiec odkrył przypadkiem przerażający sekret pracowni alchemicznej ojca, zobaczył wytapiane w piecu ludzkie twarze i o mało co nie stracił przy tym wzroku. W tym ostatnim motywie Freud widzi clou opowiadania Hoffmanna: uczucie niesamowitego wiąże się z wyobrażeniem, że piaskun może ukraść oczy[31]. A zatem lęk przed ślepotą jest powracającym wypartym. Ale czy idzie, wolno zapytać, tylko o ten jeden lęk? Czy do szaleństwa Nataniela nie przyczynia się rozpoznanie, że Olimpia jest lalką?

„Skoro już poruszamy kwestię lalek” – takimi słowy Freud otwiera może najdziwniejszą i najbardziej enigmatyczną (zajmującą ledwie pół akapitu) dygresję w eseju o niesamowitym. Przyznawszy Jentschowi, że motyw lalki sprawiającej wrażenie ożywionej (tudzież w ogóle zagadnienie żywego, które wygląda jak martwe, oraz martwego, które wykazuje zbyt duże podobieństwo do tego, co żywe) zasługuje na uwagę i jest być może jeszcze jednym źródłem uczucia niesamowitego, twórca psychoanalizy stwierdza nagle, że „kwestii lalek” „niedaleko do tego, co związane z dzieciństwem”[32]. Po czym dodaje następującą uwagę: „Przypominamy sobie, że dziecko we wczesnym okresie zabaw w ogóle nie rozróżnia wyraźnie pomiędzy tym, co ożywione, a tym, co martwe, i że szczególnie chętnie traktuje swą lalkę jak istotę żywą. Ba, niekiedy słyszy się od pacjentki, że jeszcze w wieku ośmiu lat żywiła przekonanie, iż jeśli w specyficzny sposób, możliwie jak najwnikliwiej będzie spoglądać na swe lalki, to muszą one ożyć”[33]. Cała ta uwaga zgadza się w zupełności z zamieszczonymi w esejach W kwestii wprowadzenia narcyzmu oraz Niesamowite opisami pierwotnej fazy narcystycznej, kiedy to podmiot, przekonany o własnej wszechmocy, wierzy w magiczną władzę słowa i własnej wyobraźni, i świetnie stosuje do przypadku Nataniela. Czy nie traktuje on swojej Olimpii jak istoty żywej i czy nie ożywia jej mocą swego spojrzenia?

Powie ktoś: przecież Nataniel zdaje się wierzyć, że Olimpia naprawdę żyje! Tyle że… czy jesteśmy tego pewni? Czy zanim dojdzie do katastrofy Nataniel naprawdę nie pojmuje, że Olimpia jest nieżywa, czy może „tylko” wypiera traumatyczne wspomnienie z dzieciństwa, gdy w pracowni ojca zobaczył tworzenie sztucznego człowieka? Wypiera go, jednocześnie naśladując – mocą swego narcyzmu ożywia Olimpię, stwarzając nową żywą istotę. Ów proces stwórczy ma, jakeśmy powiedzieli, coś z demiurgii, demiurgii, którą Freud – analizując w eseju o narcyzmie napięcia wewnątrz podmiotu, zainteresowanego przekroczeniem własnego narcyzmu pod ciężarem rozpychającego się libido, a następnie rozczarowanego obojętnością świata – ujmował w jawnie religijne formuły, cytując fragment Schöpfungslieder (Pieśni o stworzeniu) Heinego, midrasza do biblijnego opisu sześciu dni stworzenia[34]. Tyle że taka demiurgia zawsze oznacza igranie ze śmiercią. Ożywić lalkę – znaczy powołać ją do życia. A ujrzeć lalkę pozbawioną życia? Czy nie ma w tym czegoś niesamowitego? Aż dziw bierze, że Freud tego nie zauważył, albo zauważył i zignorował, zadowalając się zaskakującym jak na niego wykrętem: „Osobliwe jednak, że w wypadku piaskuna chodziło o obudzenie dawnego lęku dziecięcego, w wypadku lalki nie ma jednak mowy o lęku, dziecko nie obawiało się ożywienia swych lalek, być może wręcz sobie tego życzyło. Źródłem niesamowitego uczucia nie byłby więc tutaj lęk dziecięcy, lecz dziecięce życzenie czy też jedynie wiara dziecięca. Wydaje się, że jest to sprzeczność”[35].

Nie trzeba tłumaczyć, że to zdanie aż prosi się o rozwinięcie. Specjalista od dziecięcych lęków nie dostrzega (albo udaje, że nie dostrzega), że lalka, o której braku życia wspomina kilka zdań wcześniej, może być źródłem lęku właśnie jako martwa, a nie ożywiana! I to martwa na dwa sposoby: zanim zostanie ożywiona (co kieruje nas z powrotem ku problemowi dziecięcego narcyzmu, gdzie lalka stanowiłaby coś w rodzaju embrionu żywej istoty[36]) i po tym, gdy zostanie uśmiercona. Spotkanie z lalką tożsame jest ze spotkaniem ze śmiercią. To ma na myśli Nora, jedna z narratorek Ostępów nocy Djuny Barnes, gdy mówi: „Kiedy dajemy dziecku lalkę, dajemy mu śmierć – lalka to kukła i całun”[37]. Pierwsza konfrontacja z lalką uświadamia dziecku możliwość własnego niebytu. Freud musiał być tego świadom, skoro zaraz wprowadził do rozprawy o niesamowitym wątek śmierci, łącząc go z pierwotnym animizmem i magią. A jednak czegoś nie dopowiedział. Spróbujmy dopowiedzieć za niego, trzymając się tropów, które sam podsunął.

Oto nazwisko E.T.A. Hoffmanna i jego biegłość w tworzeniu nastroju niesamowitości skierowały uwagę Freuda ku powieści Diable eliksiry, a ściślej – ku silnie obecnemu w niej motywowi sobowtóra. Sobowtóra, który – w ujęciu Otto Ranka, na którego Freud się tu powołuje – jest, czy też był, rodzajem zwierciadlanego zabezpieczenia, „podwojeniem w celu odparcia nieuchronności unicestwienia”[38], dublem chroniącym człowieka przed indywidualną śmiercią. Wytworzenie dubla zachodzi rzecz jasna – podług Ranka i wtórującego mu Freuda – „na gruncie nieograniczonej miłości własnej, prymarnego narcyzmu, który opanowuje życie psychiczne dziecka i człowieka pierwotnego”[39]. Mechanizm tworzenia sobowtóra jest więc analogiczny do mechanizmu tworzenia zewnętrznego ideału, polega na rozszczepieniu ja na ja i to, co do ja nie należy, a co podmiot próbuje ożywić wszechmocą swych myśli. Zarazem przecież mój sobowtór jest wciąż mną – stwarzając go, stwarzam samego siebie, widzianego w lustrzanym odbiciu, zasilając własny narcyzm. Ochrona, jaką gwarantuje podmiotowi sobowtór nie trwa jednak wiecznie: „wraz z przezwyciężeniem tej fazy zmienia się cecha charakterystyczna postaci sobowtóra – z tego, który zabezpiecza kontynuację życia, staje się on niesamowitym zwiastunem śmierci”[40]. Niesamowity zwiastun śmierci w zupełności zgadza się z rolą, jaką Djuna Barnes przypisuje lalce: lalka jest śmiercią, a przynajmniej możliwością śmierci. Lalka zwiastuje śmierć. I czyni to bynajmniej nie tylko w okresie dziecięcego narcyzmu – przypomnijmy sobie resztki i ślady, których obecność w dorosłej psychice jest źródłem uczucia niesamowitego, dyskomfortu, który później przeradza się w egzystencjalny lęk przed zanieistnieniem. To zaś możliwe jest jedynie dzięki uprzedniemu stworzeniu, obydwa procesy są ściśle ze sobą związane. Akt stworzenia niesie w sobie zapowiedź przyszłej nicości.

Cudzej czy własnej? A co, jeśli są ze sobą tożsame? Taką możliwość podsuwa opowiadanie Hoffmanna, a przynajmniej pewna jego (nie wykorzystana do końca) interpretacja Freuda, wprowadzona zresztą mimochodem, przy okazji tematu kastracji. Interpretacja ta może wyjaśni, czemu zniszczenie lalki Olimpii doprowadziło Nataniela do szaleństwa. Otóż zanim napisał o dziecku i lalce, w długim przypisie, gdzie rozwinął temat ojcostwa, tworząc dwie naprzemian rozszczepiające się i scalające pary przeciwieństw (ojciec-Spalanzani, Coppelius-Coppola), Freud zadekretował… identyczność Olimpii i Nataniela. Trzeba przyznać, że argumenty przedstawił całkiem pomysłowe. Nie idzie tylko o wspólnych, choć poróżnionych wewnętrznie, ojców, ale rozszczepienie w samym Natanielu, rozdartym między dwa imago ojcowskie: ojca złego i ojca dobrego. W tym ujęciu Olimpia byłaby materializacją kobiecego nastawienia Nataniela do własnego ojca. Nastawieniem, które uległo wyparciu wraz z całą historią występnych praktyk w pracowni alchemicznej i późniejszej śmierci ojca, a powróciło jako niesamowite wraz z pojawieniem się Olimpii. Naturę lalki Freud objaśnia w kategoriach kompleksów: Olimpia jest zadawnionym „kompleksem oderwanym od Nataniela, który wychodzi mu naprzeciw jako osoba”[41]. Przejawem kompleksu jest (bezsensowna, zdaniem Freuda) narcystyczna miłość Nataniela do Olimpii. Jej podmiotem jest wykastrowany mężczyzna, który, niezdolny do podjęcia zwyczajnych relacji seksualnych, przesuwa popęd na lalkę, bezpieczniejszą od żywej partnerki. Faktycznie, można w tym duchu interpretować poczynania i ślepotę Nataniela, w dzieciństwie symbolicznie pozbawionego wzroku przez Coppeliusa.

Rzecz w tym, że ciut wcześniej Freud rzuca uwagę sugerującą, że rozważał inną możliwość, także dającą się zinterpretować na gruncie narcyzmu, zgodną z wyłożonymi w następnych akapitach rozważaniami o dublach, a w dodatku nie oderwaną od metafizycznego problemu stwarzania: Olimpia jest sobowtórem Nataniela. Idzie o moment w pracowni, gdy Coppelius, ubłagany przez ojca, by nie wydzierał oczu synowi, traktuje chłopca jak manekina: „Odkręcił mi ręce i nogi i przypasował je to tu, to tam. – Nie, to się na nic nie zda, wprzódy było daleko lepiej; stary umiał to zrobić – syczał przy tym sepleniąc”[42]. Coppelius, mistrz alchemii, potwierdza tu, chcąc nie chcąc, mistrzostwo swego sługi: potrafił spłodzić syna, podczas gdy on, Coppelius, kaleki demiurg, musi zadowolić się lichą atrapą. Cóż, nie pierwszy taki wypadek w długich dziejach stworzenia. Ale zostawmy Coppeliusa. Zapytać trzeba, jaki ślad jego manipulacje zostawiają na Natanielu? Czy wówczas, zredukowany do manekina, nie stał się aby martwy? Lata minęły, Nataniel dorósł, niosąc w sobie wyparte wspomnienie. Aż zjawiła się Olimpia, uruchamiając cały proces psychiczny na nowo. Sobowtór, zauważy Freud, umożliwia sięganie wstecz do poszczególnych faz rozwoju poczucia ja, regresję do czasów, kiedy jeszcze nie odgraniczało się ostro od świata zewnętrznego i od innych ja[43]. Mówiąc wprost, dubel umożliwia scalenie. Scalenie z sobowtórką, którą tak długo ożywiał wszechmocą swych myśli, oznaczało dla Nataniela scalenie z tamtą chwilą, gdy za sprawą Coppeliusa uświadomił sobie, że został kiedyś stworzony, a więc kiedyś przestanie istnieć. Tak oto w osobie pozbawionej życia Olimpii Nataniel spotkał własną śmierć.

 

Bibliografia

S. Freud, Niesamowite, w: tegoż, Pisma psychologiczne, przeł. Robert Reszke, Warszawa 1997.

S. Freud, Wyparcie, w: tegoż, Psychologia nieświadomości, przeł. Robert Reszke, Warszawa 2009.

S. Freud, Popędy i ich losy, w: tegoż, Psychologia nieświadomości, przeł. Robert Reszke, Warszawa 2009.

S. Freud, W kwestii wprowadzenia narcyzmu, w: tegoż, Psychologia nieświadomości, przeł. Robert Reszke, Warszawa 2009.

E.T.A. Hoffmann, Piaskun, przeł. Felicjan Faleński, w: tegoż, Opowieści fantastyczne, tłumacze różni, Warszawa 1959.

E. Jentsch, O psychologii niesamowitego, przeł. Anna Żukrowska, „Autoportret” 4 (47) 2014.

 

[1] S. Freud, Niesamowite, w: tegoż, Pisma psychologiczne, przeł. R. Reszke, KR, Warszawa 1997, s. 235.

[2] E.T.A. Hoffmann, Piaskun, przeł. F. Faleński, w: tegoż, Opowieści fantastyczne, tłumacze różni, Czytelnik, Warszawa 1959, s. 245.

[3] Tamże, s. 258.

[4] Tamże, s. 269, 271.

[5] Tamże, s. 278.

[6] E. Jentsch, O psychologii niesamowitego, przeł. A. Żukrowska, „Autoportret” 4 (47) 2014, s. 32.

[7] Tu pozwolę sobie odesłać czytelników do własnej książki Atrapy stworzenia (Austeria, Kraków 2020), a zwłaszcza do eseju Największa tajemnica lalki, gdzie omawiam zjawisko gabinetu figur woskowych.

[8] E. Jentsch, O psychologii niesamowitego, s. 33.

[9] S. Freud, Niesamowite, s. 241-242.

[10] Tamże, s. 244.

[11] Tamże, s. 236.

[12] Tamże, s. 252.

[13] S. Freud, Wyparcie, w: tegoż, Psychologia nieświadomości, przeł. R. Reszke, KR, Warszawa 2009, s. 80, 85.

[14] E.T.A. Hoffmann, Piaskun, s. 244.

[15] W psychice Nataniela zachodziły de facto dwa zjawiska naraz: odsłanianie się wypartego lęku oraz nadawanie znaczenia niezrozumiałym obrazom z dzieciństwa. Ich finał nastąpił podczas awantury Coppoli ze Spalanzanim.

[16] E.T.A. Hoffmann, Piaskun, s. 267.

[17] Tamże, s. 280-281.

[18] S. Freud, Popędy i ich losy, w: tegoż, Psychologia nieświadomości, przeł. R. Reszke, KR, Warszawa 2009, s. 71-72.

[19] Tamże, s. 73. W kontekście relacji człowiek – lalka zjawisko to trafnie opisał Rilke, relacjonując własną narastają niechęć wobec milczącej i obojętnej lalki: „W czasie, gdy wszyscy jeszcze starali się szybko i uspokajająco odpowiadać na nasze pytania, ona właśnie zadała nam ponadnaturalnej wielkości milczenie, które potem wielokrotnie rozlegało się, gdy tylko w jakimkolwiek miejscu zbliżaliśmy się do granic naszego istnienia”. Zob. R. M. Rilke, Lalki (o lalkach woskowych Lotty Pritzel), przeł. T. Ososiński, [w:] tegoż, Druga strona natury. Eseje, listy i pisma o sztuce, Warszawa 2010, s. 153.

[20] S. Freud, W kwestii wprowadzenia narcyzmu, w: tegoż, Psychologia nieświadomości, przeł. R. Reszke, KR, Warszawa 2009, s. 44.

[21] Tamże.

[22] E.T.A. Hoffmann, Piaskun, s. 271-272.

[23] Tamże, s. 279.

[24] S. Freud, W kwestii wprowadzenia narcyzmu, s. 27.

[25] S. Freud, Niesamowite, s. 252.

[26] E. Jentsch, O psychologii niesamowitego, s. 33.

[27] E.T.A. Hoffmann, Piaskun, s. 279.

[28] Tamże, s. 276.

[29] Tamże, s. 281.

[30] Tamże, s. 283.

[31] Ukraść oczy czyli wykastrować, a więc pozbawić narządu płciowego, czyli pozbawić możliwości stwarzania nowych istnień. Nataniel miał stracić oczy, ponieważ były potrzebne do ożywienia homunkulusa, ale i dlatego, że zobaczył coś, czego zobaczyć nie powinien: próbę stworzenia sztucznego człowieka.

[32] S. Freud, Niesamowite, s. 246.

[33] Tamże.

[34] Zob. S. Freud, W kwestii wprowadzenia narcyzmu, s. 35-36.

[35] S. Freud, Niesamowite, s. 246.

[36] Takimi embrionami były ludzkie twarze w pracowni ojca, takim embrionem jest Olimpia zanim zainteresuje się nią Nataniel, obsadzony przez Spalanzaniego w roli „dawcy życia”.

[37] D. Barnes, Ostępy nocy, przeł. M. Szuster, Ossolineum, Wrocław 2018, s. 154.

[38] S. Freud, Niesamowite, s. 247.

[39] Tamże.

[40] Tamże.

[41] Tamże, s. 246.

[42] E.T.A. Hoffmann, Piaskun, s. 250.

[43] S. Freud, Niesamowite, s. 249.

wunderBlock. Psychoanaliza i Filozofia, nr 3 / 2023: CZAS
wunderBlock. Psychoanaliza i Filozofia, nr 3 / 2023: CZAS
8 marca 2024
Ten numer poświęcony jest problematyce czasu.

Redakcja: Barbara Barysz, Agata Bielińska, Julia Jastrzębska, Ewa Kobylińska-Dehe, Zbigniew Kossowski, Andrzej Leder, Adam Lipszyc.

Kontakt: wunderblock@wunderblock.pl

ISSN: 2720-4391

Ośrodek Myśli Psychoanalitycznej