Za jedno z podstawowych kryteriów odróżniających mocno wewnętrznie zróżnicowany nurt post-freudowski we współczesnej psychoanalizie od jej innych wersji – jungowskiej, frommowskiej, adlerowskiej itd. – traktuje się zachowanie w takiej czy innej postaci ważności hipotezy kompleksu Edypa. Kluczowa rola tej hipotezy w teorii Freuda polega na tym, że wyznacza ona podstawową, ugruntowaną w nieświadomym, strukturę tożsamości podmiotu, wokół której ześrodkowane są jego relacje z innymi. Struktura ta posiadając w każdym przypadku pewne właściwe tylko danemu podmiotowi indywidualne rysy, które w trakcie analizy dają się rozpoznać, stanowi podłoże tych relacji. Tłumaczy sposób odnoszenia się podmiotu do innych, wszelkie pojawiające się na tym polu konflikty, zahamowania, obsesje itd. Wyróżniona pozycja tej struktury bierze się stąd, że – jak utrzymuje Freud – składa się na nią relacja do dwóch najważniejszych osób w życiu każdego podmiotu, niezależnie od tego, jak ona w danym wypadku się ukształtowała. Niezależnie też od tego, kto w danym wypadku zajmuje ich miejsce, figury ojca i matki pełnią kluczową rolę we wkraczaniu dziecka w przestrzeń relacji społecznych. Z odniesieniem dziecka/podmiotu do tych figur wiążą się też dwa zakorzenione w popędach podstawowe pragnienia podmiotu, które mają charakter nieświadomy. Pragnienie kazirodczego związku z matką, za którym stoi chęć zawłaszczenia przez dziecko matki wyłącznie dla siebie. Za tym zaś skrywa się regresywne dążenie „powrotu do łona”, równoznaczne z chęcią wycofania się z napawających dziecko lękiem wszelkich kontaktów z innymi w przestrzeni społecznej. Drugie pragnienie znajduje swój wyraz w chęci usunięcia ojca, czyli jego zabójstwa, który jest postrzegany przez dziecko jako główna przeszkoda, uniemożliwiająca mu niczym nieograniczony dostęp do matki i jej zawłaszczenie dla siebie.
W szerokim nurcie post-freudowskim hipoteza kompleksu Edypa uznawana jest po dzień dzisiejszy za kamień węgielny psychoanalitycznej myśli o człowieku i kulturze, wokół niej został ześrodkowany praktykowany w różnych szkołach i koncepcjach model terapii. W oczach krytyków psychoanalizy hipoteza ta stanowi natomiast wątpliwej wartości dogmat, który nie znajduje żadnego potwierdzenia w terapeutycznej praktyce. Freud, jak wiadomo, wpadł na trop owego kompleksu w trakcie prowadzenia terapii swoich pacjentów, rozpoznając w symbolice ich marzeń sennych i w ich opowieściach o traumatycznych wydarzeniach z dzieciństwa, ukryte pragnienia kazirodcze i ojcobójcze. Skłoniło go to również do dokonania idącej w podobnym kierunku autoanalizy, w której poddawał refleksji i interpretacji własne wspomnienia z dzieciństwa i marzenia senne. W tych opowieściach pacjentów zdumiewało go to, że koncentrowały się one na scenach uwiedzenia przez rodziców, przy czym zazwyczaj w roli uwodziciela występował w nich ojciec. Co też kazało mu wątpić w to czy podobne zdarzenia miały miejsce w rzeczywistości. W liście do swojego berlińskiego przyjaciela Wilhelma Fließa z 21 września 1897 roku dzieli się z tego rodzaju wątpliwościami:
Potem zaskoczenie, że we wszystkich tych przypadkach ojciec musiałby zostać oskarżony o perwersję, nie wyłączając mego własnego. Wgląd w nieoczekiwaną częstotliwość przypadków histerii, w których za każdym razem zachowany zostaje podobny warunek, podczas gdy podobnie częste występowanie perwersyjnych zachowań wobec dzieci wydaje się mało prawdopodobne. (…) Następnie, po trzecie, pewny wgląd, że w nieświadomym nie ma poczucia tego, co realne, tak że nie można w nim odróżnić prawdy od fikcji obsadzonej afektem. (Dlatego wynika stąd, że seksualne fantazje regularnie posiłkują się tematyką związaną z rodzicami.)[1]
To zatem, że pacjenci w swoich wspomnieniach z dzieciństwa głównie oskarżają ojców o perwersyjne zachowania seksualne, dotyczy nie tyle jakichś zdarzeń, które miały miejsce realnie, co stanowi produkt fantazji tych pacjentów. To zaś wskazuje na to, że za tymi opowieściami stoi jakaś agresja skierowana przeciwko ojcu, jak też, że tak czy inaczej postać ojcowska stanowi kluczowy punkt odniesienia w kształtowaniu się tożsamości podmiotu.
W tej wypowiedzi zwraca także uwagę fakt, że owe agresywne odczucia skierowane przeciwko ojcu Freud rozpoznaje również u siebie. W ogóle wszystko to, co dostrzega w opowieściach i w marzeniach sennych swoich pacjentów, w których dominującą rolę odgrywają postaci rodziców, odnosi do własnych wspomnień z dzieciństwa. Jego pierwszym doświadczeniom terapeutycznym i nasuwającym się w ich trakcie spostrzeżeniom i wnioskom, towarzyszy autoanaliza, która zarazem pełni funkcję swego rodzaju kryterium prawdziwości tych spostrzeżeń.
Trzy tygodnie później te spostrzeżenia i domysły weryfikowane autoanalizą własnego odniesienia do rodziców przybrały już bardzo konkretną postać. W liście do Fließa z 15 października 1897 roku tak pisze:
Wpadłem na osobliwą myśl o wartości powszechnej. Zakochanie się w matce i zazdrość o ojca znalazłem również u siebie i uważam teraz, że jest to powszechnie występujące wydarzenie we wczesnym dzieciństwie, jakkolwiek nie zawsze tak wczesnym jak ma to miejsce u histerycznych dzieci (…). (Podobnie jak w historiach o genezie w paranoi – herosi, twórcy religii). Jeśli tak jest w istocie, zrozumiałą się staje siła oddziaływania Króla Edypa mimo wszelkich zarzutów, które rozum zgłasza przeciwko założeniu istnienia fatum (…) Ta grecka opowieść ma siłę oddziaływania, którą każdy uznaje, ponieważ doświadczył jej istnienia na sobie samym. Każdy kto jej wysłuchał był już kiedyś w swojej wyobraźni takim Edypem, i przeraża go mające tu miejsce spełnienie tej wyobraźni w rzeczywistości. Dlatego poddaje to wyobrażenie wyparciu, które oddziela ów stan dziecięcy od dzisiejszego w jakim się znajduje. [2]
Nie dość tego. W dalszej partii listu Freud podaje własną interpretację zachowania Hamleta, który w niezrozumiały sposób ociąga się ze spełnieniem przesłania ducha ojca, aby zemścił się za jego śmierć na zabójcy, który teraz zajął miejsce przy matce. Według Freuda to niezdecydowanie Hamleta bierze się stąd, że nieświadomie próbował dokonać tego samego co podstępny stryj-zabójca po to, aby móc współżyć z matką.
Ten splot spostrzeżeń, które czyni Freud wysłuchując opowieści pacjentów o uwiedzeniu w dzieciństwie i interpretując ich marzenia senne oraz dokonując równocześnie autoanalizy, składa się na osobliwą genezę hipotezy kompleksu Edypa. Kluczowa rola jaką, jego zdaniem, pełni ów kompleks w procesie kształtowania się tożsamości podmiotu sprawia, że tak silnie oddziałują na wyobraźnię odbiorców dwa klasyczne dzieła literackie o paradygmatycznym znaczeniu dla europejskiej kultury: Król Edyp Sofoklesa oraz Hamlet Shakespeare’a. Ale, rzecz ciekawa, trzy lata później w Objaśnianiu marzeń sennych ten psychologizujący sposób argumentacji ulegnie odwróceniu. To otwierająca grecką mitologię opowieść o początku świata bogów i ludzi, w której aż roli się od aktów kazirodczych i ojcobójczych i której pokłosiem jest literacka opowieść o Edypie, urastają do rangi uzasadnienia uniwersalnego charakteru kompleksu Edypa. Słowem, to nie tyle własne doświadczenia terapeutyczne i interpretacje snów pacjentów, ani też nawet dokonywana w nawiązaniu do nich autoanaliza, ile porażająca prawda o ludzkich pragnieniach obwieszczona przez świat mitu i literatury stanowi główny argument na rzecz uniwersalności tego kompleksu. Każde doświadczenie terapeutyczne można wszak uznać za partykularne, ograniczyć jego ważność do danego pacjenta lub grupy. Tak samo można ocenić „autoanalizę” twierdząc, że zachowuje ona swoją ważność wyłącznie w odniesieniu do podmiotu, który jej dokonuje – co zresztą później nie raz Freudowi zarzucano. Natomiast mity o początku świata przekazują w symbolicznie zakamuflowanej formie prawdy o człowieku i jego kulturze, które będąc efektem wiedzy gromadzonej przez całe pokolenia mają charakter uniwersalny. Tyle że naturalnie należy wówczas zawierzyć temu, co mówią.
Gdy jednak, idąc za Freudem, przyjmujemy, że grecki mit przekazuje prawdę o ludzkich pragnieniach, co miałoby stanowić argument przemawiający za uniwersalnością hipotezy kompleksu Edypa, również zajmujemy stanowisko, które nie wszystkich przekonuje. Na przykład w oczach pozytywistycznie czy neopozytywistycznie nastawionych badaczy mity to wymyślone opowiastki mające status fikcji, których nie sposób jest brać poważnie. Są one produktem ludzkiej fantazji, a nie relacją o zdarzeniach które miały faktycznie miejsce. Tymczasem Freud nie dość, że za ich pomocą stara się uwiarygodnić własne dziwaczne i szokujące domysły dotyczące natury ludzkiej, ale jeszcze w dodatku wymyśla własną opowiastkę o hordzie pierwotnej i zabójstwie ojca przez synów, dopisując w ten sposób do hipotezy kompleksu Edypa ex post historyczną genealogię.
Zarazem uznając za argument odwołanie do mitologii greckiej i klasycznych dzieł europejskiej literatury w celu uwiarygodnienia hipotezy kompleksu Edypa wikłamy się w znany spór filozoficzny dotyczący tego jaki status należy przyznać opowieściom mitycznym. Dochodzimy tu do punktu granicznego, gdyż jest to w istocie spór, w którym obie jego strony wychodzą od wykłuczających się nawzajem założeń co do wartości poznawczej opowieści mitycznych. Jedni więc twierdzą, że fantazje, które tkwią u podstaw tych opowieści, wytwarzają jedynie czystą fikcję, są więc bez znaczenia i mają walor czysto subiektywny, drudzy zaś uznają, że zawierają one istotną prawdę o człowieku, o jego najgłębszych pragnieniach, która tylko w ten sposób może zostać przekazana.
Nie chcę tutaj rozstrzygać tego sporu – o ile w ogóle byłoby to możliwe. Chciałbym tylko wskazać na jeszcze jeden aspekt podejścia Freuda do ludzkich fantazji, który rzutuje na jego podejście do świata mitu i literatury. W tym celu powrócę do wspomnianego już punktu, który poprzedził sformułowanie przez niego hipotezy kompleksu Edypa. Mam na myśli dylemat, przed jakim stanął Freud, kiedy zdał sobie sprawę, że opowieści jego pacjentów o byciu molestowanymi czy gwałconymi przez ojców są jedynie produktem ich fantazji. Jak wiemy dylemat ten rozstrzygnął uznając, że jakkolwiek te opowieści są nieprawdziwe, to jednak zawiera się w nich jakaś „prawda psychologiczna”, związana z pragnieniami, które dochodzą do głosu w nieświadomych fantazjach tych pacjentów. Dlatego te opowieści należy potraktować jak najbardziej poważnie. Mają one wprawdzie status fikcji, ale dochodzą w nich do głosu jak najbardziej „realne” pragnienia owych pacjentów. A tego w żaden sposób nie można ignorować.
Wynika stąd, że wprawdzie nieświadome – jak stwierdza w przytoczonym wyżej fragmencie Freud – nie zna pojęcia tego, co realne w przyjmowanym potocznie znaczeniu, obce jest mu bowiem pojęcie prawdy jako zgodności jakiejś opowieści o zdarzeniach z rzeczywistością, to jednak właściwe jest mu inne, w pewnym sensie znacznie bardziej radykalne, pojęcie prawdy.[3] To prawda ludzkich pragnień, które dochodzą do głosu w fantazjach jakie snujemy o sobie, o innych i o świecie. W tym sensie fikcja zawarta w ludzkich fantazjach czy w mitycznych opowieściach ma status prawdy, tyle że „psychologicznej”. Dotyczy ona zarazem tego, co jak najbardziej realne, ba – jest realnością daną człowiekowi bezpośrednio, niejako od „wewnątrz”.
W post-freudowskiej tradycji psychoanalitycznej doszło później do idącej jeszcze dalej „rehabilitacji” znaczenia nieświadomych fantazji jako podłoża, na którym kształtuje się tożsamość podmiotu. Dokonało się to w psychoanalitycznej teorii Melanie Klein, która na podstawie prowadzonych przez siebie terapii dzieci wydobyła określony przez różnorakie konflikty i pęknięcia bogaty świat ich nieświadomych fantazji, naszkicowany przez Freuda w sposób dość szkicowy. Według niej owe fantazje są właściwym „centrum”, wokół którego ześrodkowany jest proces dojrzewania psychiki podmiotu. Jeśli więc według Freuda świat fantazji stanowi przede wszystkim swego rodzaju substytut i rekompensatę dla tego, czego podmiot nie jest w stanie urzeczywistnić w życiu codziennym, to w oczach Klein stanowi on rzeczywistość, która jest sama dla siebie miarą i tłumaczy się sama przez siebie. Wymownie ujęła to Hanna Segal pisząc:
Można powiedzieć, że fantazja w oczach Freuda jest zasadniczo spokrewniona z marzeniami na jawie. Gdy zewnętrzna rzeczywistość rodzi frustracje, do głosu dochodzi życzenie spełnienia marzeń. Fantazja składa się zasadniczo z nieświadomego życzenia opracowanego przez logiczne myślenie, dzięki któremu pojawić się może zamaskowana ekspresja i wyobrażeniowe spełnienie popędowego życzenia. Fantazje są podporządkowane zasadzie przyjemności, zostały jednak ukształtowane przez „proces wtórny”: to znaczy przez normalną racjonalna logikę, która jest typowa dla systemów przedświadomości i świadomości. [4]
Dlatego również późniejsze twierdzenie Freuda, że u podstaw organizacji warstwy obrazowo-symbolicznej marzenia sennego tkwi zawsze jakiejś „niespełnione życzenie” na swój sposób degraduje dochodzące w owym marzeniu do głosu nieświadome fantazje śniącego. Twierdzenie to implikuje bowiem jakby cała ta warstwa marzenia sennego była tylko rodzajem rekompensaty za owo niezrealizowane przez podmiot śniący życzenie. Tymczasem u podstaw całej tej fantazyjnej warstwy w jej fikcyjności nie tkwi żadne „życzenie” – co zakładałoby istnienie we śnie samoświadomej intencjonalności ja – ale nieświadome pragnienie podmiotu, które jest w nim obecne w sposób permanentny tzn. istnieje w nim o tyle o ile sam ów podmiot istnieje. Nie ma istnienia podmiotu bez pragnienia.[5] Dlatego dla pragnienia podmiotu nie ma znaczenia czy może się urzeczywistnić w świecie na zewnątrz czy też nie. Jego podstawową formą urzeczywistnienia są fantazje – właśnie te fantazje, które tkwiły u podstaw opowieści pacjentów Freuda, że byli molestowani/gwałceni przez ojca.
Tę prawdę o ludzkim pragnieniu Freud odkrył już jednak w 1897 roku słuchając opowieści tych pacjentów. I dał świadectwo swemu odkryciu, kiedy w przytoczonym powyżej liście do Fließa pisał, że nieświadome (pragnienie) nie zna pojęcia rzeczywistości. Odkrył też to, że istotne we wspomnianych opowieściach/fantazjach nie jest to czy dotyczą zdarzeń, które miały miejsce realnie czy też nie, ale to, że na ich podstawie możemy powiedzieć o stosunku śniących do osób, którzy w tych opowieściach/fantazjach występują. Kiedy jednak później w swojej teorii marzenia sennego uznał, że jest ono zastępczą realizacją niespełnionego życzenia oraz kiedy jeszcze później pisząc swój esej Pisarz i fantazjowanie stwierdził, że jej powołany przez fantazję twórcy fikcyjny świat powieści stanowi rekompensatę/substytut niezrealizowanych przez niego celów w życiu, zignorował to swoje wcześniejsze opisane w listach do swego berlińskiego przyjaciela odkrycie.
Ale też właśnie to ono tkwi u podstaw zwrotu Freuda w kierunku greckiej mitologii i literatury jako tych świadectw prawdy nieświadomego, które w swoich narracjach uwiarygodniają hipotezę kompleksu Edypa. Ten zwrot wynikał z poczucia głębokiego pokrewieństwa tych prawd, które ku swojemu zdumieniu odkrywał w opowieściach swoich pacjentów i w ich marzeniach sennych z prawdami, które ma nam do przekazania literatura i mity. Ten zwrot otwiera przestrzeń dla późniejszego twierdzenia Lacana, że prawda ma naturę fikcji. Fikcja bowiem, fantazje są podstawowym żywiołem, w którym dają o sobie znać ludzkie pragnienia. A te są solą człowieka i ziemi.
[1] S.Freud, Briefe an Wilhelm Fließ 1887-1904, FaM 1999, s. 283-284,
[2] Tamże s. 293
[3] Klasyczne pojęcie prawdy jako zgodności jakiejś wypowiedzi z rzeczywistością odwołuje się do pojęcia świadomości, która jedynie jest w stanie to stwierdzić. Obecne jest tu zatem odwołanie do instancji zewnętrznej, która może rozróżni między znaczeniem jakiejś wypowiedzi a rzeczywistością, do której się ona odnosi. Na tym jednak według Freuda polega ograniczenie podobnego rozumienia pojęcia prawdy. Natomiast prawda ludzkich pragnień narzuca się bezpośrednio w fantazjach, nie potrzebuje pośrednictwa świadomości jako dodatkowej instancji weryfikującej ich prawdziwość.
[4] H.Segal, Marzenie senne, wyobraźnia i sztuka, tłum. P.Dybel Kraków 2003 s. 26
[5] Można wręcz powiedzieć, ze to, co Freud później nazwie pierwotnie wypartymi treściami, które składają się na nieświadome i które nigdy nie były świadome, to właśnie treści ludzkich pragnień.